Info

avatar Ten blog prowadzi Piotr
z Rzeszowa.
Z bikestats.pl przejechałem 39927.69 kilometrów w tym 4703.37 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.97 km/h.
Więcej o mnie.


button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Galeria zdjęć

(kolejność losowa)
Dla bardziej zainteresowanych geografią naszego kraju:
reBike.pl
Rzeszów, ul. Bożnicza 6


button stats bikestats.pl
Zaprzyjaźniony serwis rowerowy
Polecam :)

Gminy przemierzone na rowerze (w naszym kraju)


Wpisy archiwalne w kategorii

Bieszczady

Dystans całkowity:1823.34 km (w terenie 420.50 km; 23.06%)
Czas w ruchu:27:00
Średnia prędkość:17.58 km/h
Maksymalna prędkość:70.20 km/h
Suma podjazdów:24653 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:121.56 km i 6h 45m
Więcej statystyk

GÓRY SANOCKO-TURCZAŃSKIE: Żuków 768m, Kamienna Laworta 769m, JAWORNIKI 909 m, Jezioro Solińskie - wschódnim brzegiem. 336 km z Rzeszowa.

Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 13.08.2012 | Komentarze 8

Trasa dnia pierwszego miała na celu przejazd przez najwyższe polskie partie Gór Sanocko-Turczańskich z ich najwyższych szczytem Jawornikami 909m.
Tereny te w ogólnym mniemaniu przez większość osób traktowane są jako Bieszczady. Dzieje się tak z powodu niewystarczającej wiedzy lub jest to celowe zagranie w celach marketingowych - bo przecież lepiej sprzedają się noclegi w Bieszczadach. Trudno jednak dziwić się prywatnym właścicielom hoteli, pensjonatów, czy mieszkańcom trudniącym się agroturystyką gdy nawet placówki administracji państwowej stosują podobne zabiegi. Aczkolwiek jest to powiat bieszczadzki, może to trochę usprawiedliwiać te drobne przekłamania, niemniej takie wciskanie ludziom ciemnoty nie powinno mieć miejsca na szczeblu państwowym. Niemniej nieważne. Może to są Bieszczady, a ja się nie znam ;) :P

Miało być kilka dni, wyszło jak wyszło > rajd 24-godzinny. Coś na wzór "24h Le Mans" z tym, z dwoma zerwanymi nocami, z tym że na rowerze po górach.

Opisu poza tym co na zdjęciach i kilku słów na końcu nie będzie, gdyż musiałby być zbyt długi, a samego od przewijania zdjęć i tak może rozboleć ręka (ale nie chce mi się już zmniejszać ich liczby).

Załuż - Góra Sobień - poranne mgły w dolinie Sanu © Petroslavrz

Synagoga w Lesku © Petroslavrz

górujący nad Leskiem kościół Nawiedzenia NMP © Petroslavrz

w Górach Sanocko-Turczańskich nie ma żartów, dzikie zwierzęta czają się na każdym kroku :) © Petroslavrz

Łobozew © Petroslavrz

Żuków... © Petroslavrz

Żuków – pasmo górskie należące do Gór Sanocko-Turczańskich. Jego grzbiet rozciąga się na długości około 25 km. © Petroslavrz

ostrzeżenie "szlak nieremontowany" przydatna informacja dla tych którzy nie lubią takich przygód - ja właśnie tego spodziewałem się planując trasę, wiedziałem że będzie tu masakra, na to liczyłem :) © Petroslavrz

początek to rozległe pastwiska... © Petroslavrz

później krzaki to szyje, lecz po krótkim odcinku znów da się jechać... © Petroslavrz

oznaczenia na szlaku są jeszcze widoczne... © Petroslavrz

później oznaczenia niemal znikają, przypadek sprawił, że się nie zgubiłem. Wszędzie pokrzywy i rośliny z kolcami. Krótkie spodenki to nie był dobry pomysł. © Petroslavrz

na samej górze zaskoczenie - oznaczenia full wypas, a przez grzbiet biegnie nowiutki zielony szlak (powstały w 2010) którego nie mam na mapie. © Petroslavrz

Żuków - 769 m n.p.m. zdobyty :) / z tablic dowiadujemy się, iż Pasmo Żukowa stanowi granicę zlewisk Mórz Bałtyckiego i Czarnego. © Petroslavrz

jak widać dało się tu podjechać inaczej, nowe szlaki są łatwiejsze, jest i rowerowy. Niemniej na pewno to mniejsza radość niż przeprawa przez gęstwiny i dzikie knieje. © Petroslavrz

Jedzie się gładko, bez trudu, bez wysiłku, jest tak łatwo, że wyczuwam jakiś podstęp... W końcu w Górach Sanocko-Turczańskich i na Pogórzu Przemyskim zawsze tak jest... © Petroslavrz

niemniej nic takiego nie ma miejsca. Są za to miejsca biwakowe jak z bajki, z łąkami do popasu koni (biegnie tu również szlak konny). © Petroslavrz

z tarasu widokowego wyłaniają się rozmyte (przez poranne mgły) sylwetki bieszczadzkich szczytów © Petroslavrz

ŻUKÓW - Holica 761 m - miejsce po byłej wieży triangulacyjnej i punkcie widokowym © Petroslavrz

Góry Sanocko-Turczańskie - Pasmo Ostrego Działu widziane z Ustianowej Górnej (od południa) © Petroslavrz

Muszę kiedyś wybrać się i przetestować to pasmo tj. przejechać całe grzbietem. Szlaku nie ma, ale trzyjąc się najwyższych partii zapewne da się to zrobić. Po głowie chodzi od marca gdy byłem w tych rejonach, ale w tym roku ciężko o wolny czas na takie wyprawy.
Góra Dil, 723m, Pasmo "Ostry Dział" w Górach Sanocko-Turczańskich (widok z północnego-zachodu) © Petroslavrz

dawna cerkiew nieopodal dawnego szybowiska w Ustianowej © Petroslavrz

Ustrzyki Dolne - czyli główne miasto tego rejonu, polskiej części Gór Sanocko-Turczańskich. © Petroslavrz

na Kamienną Lawortę > do wyboru miałem łatwy czerwony, lub niebieski, wybrałem ten o większym nachyleniu © Petroslavrz

na Kamienną Lawortę szlakiem od wschódu... © Petroslavrz

Łodyna - ostatnia wioska - za nią jedne z najdzikszych terenów w Polsce - przygraniczne partie zachodzących na siebie Pogórza Przemyskiego i Gór Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

długo pod górę... czyli to co tygrysy lubią najbardziej... © Petroslavrz

górna stacja wyciągu narciarskiego Kamienna Laworta © Petroslavrz

Góry Sanocko-Turczańskie: Chwaniów, Wysoki Dział (najbliżej), za nim Pasmo Brańcowej i Masyw Roztoki © Petroslavrz

Kamienna Laworta - niższy o 10m wierzchołek (759m) przy stacji narciarskiej © Petroslavrz

Kamienna Laworta 769 m n.p.m. - Krzyż i słup geodezyjny na szczycie © Petroslavrz

zjazd zielonym do Ustrzyk / dolina Strwiąża, z tyłu pasma Równi i Żukowa, przed nimi grzbiet Małego i Dużego Króla © Petroslavrz

Kamienna Laworta z ustrzyckich przedmieść © Petroslavrz

na południe obwodnicą bieszczadzką © Petroslavrz

Hoszów - cerkiew © Petroslavrz

Hoszów - pod cerkwią © Petroslavrz

Rabe - cerkiew św. Rodziny © Petroslavrz

Przełęcz nad Żłobkiem - zielony szlak "Żukowem..." © Petroslavrz

Żłobek - cerkiew © Petroslavrz

podjazd ku najwyższym szczytom gór Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

nie jest łatwo lecz jest tu szlak (nowy z 2010r). Przypuszczalnie miało go nie być, sądziłem, że trzeba będzie błądzić w lesie by odnaleźć... © Petroslavrz

gdy skończyło się błoto, czekały kolejne utrudnienia, rower na plecy i noszenie nad gałęziami przez zarośla © Petroslavrz

niemniej bez większych problemów (przynajmniej jeśli chodzi o nawigację) docieram do grzbietu © Petroslavrz

stamtąd na swój dzisiejszy główny cel: JAWORNIKI 909 m n.p.m. - najwyższy szczyt Gór Sanocko-Turczańskich (w Polsce) © Petroslavrz

zawracam na południe do szczytu Besida, lecz dalej zielony szlak staje się całkowicie zarośnięty, nieprzejezdny, a i nawet do przejścia wręcz niemożliwy © Petroslavrz

jadę w ciemno na zachód, kierując się jakimś leśnym traktem leśnictwa lub straży granicznej © Petroslavrz

Placówka Straży Granicznej w Czarnej Górnej - widok na Besidę (856m) z której tu dotarłem © Petroslavrz

górki "Ostrego" czyli ostatniego pasma Gór Sanocko-Turczańskich, za nimi już Bieszczady (Pasmo Otrytu) © Petroslavrz

Polana Ostre - widok na Bieszczady: Pasmo Otrytu, a za nim Połoniny © Petroslavrz

jakiś kamieniołom... © Petroslavrz

Polana - dzwonnica parawanowa © Petroslavrz

Polana - dzwonnica przy cerkwi Przemienienia Pańskiego (1790r.) © Petroslavrz

Polana - wnętrze cerkwi - obecnie służącej jako świątynia rzymsko-katolicka © Petroslavrz

znów docieram do niebieskiego szlaku który dostarczył mi rankiem wielu "wrażeń" / tu także nieremontowany, spodziewałem się najgorszego... © Petroslavrz

początek nad Jeziorem Solińskim (Zatoką Potoku Czarnego) jest jednak przyjemny © Petroslavrz

szybko jednak dowiaduję się dlaczego wcześniej stały tabliczki zakazujące wstępu (pod tytułem "ścinka drzew" i "ostoja zwierzyny") © Petroslavrz

na moment gubię oba buty w błocie, później szlak, później znów buta, z tym, że jednego, przez chwile nie wiem gdzie jestem... © Petroslavrz

wszędzie rozstaje, a oznaczeń brak, przez przypadek prawie docieram do Zatoki Victoriniego, jakimś cudem wracam na szlak, który od tego momentu jest mniej zdewastowany i da się jechać © Petroslavrz

pod szczytem Łabiska (615m) - czyli koncówka tego piekielnego odcinka, szlak wschodnim brzegiem Soliny to zdecydowanie nie Kalifornia! marzę już by się stąd wydostać © Petroslavrz

Daszkówka - czyli coś w rodzaju "wsi na krańcu świata" widok na wzgórze Jawor górujące nad Soliną © Petroslavrz

z jakiegoś powodu zamiast odpocząć napierniczam właśnie na Jawor... © Petroslavrz

przestałem odczuwać zmęcznie, przestałem odczuwać cokolwiek, na rowerze nie jechałem już ja, jechał jakiś cyborg... © Petroslavrz

niższa wieżyczka na Jaworze © Petroslavrz

Jawor 741 m n.p.m. zdobyty / maszt na wierzchołku, świecąc w nocy widoczny jest niemal z każdego punktu w Bieszczadach i okolicach © Petroslavrz

Jezioro Myczkowieckie utrwalone podczas zjazdu... © Petroslavrz

Jezioro Solińskie - wieczorem nad zaporą, podejmuję ważną decyzję... © Petroslavrz

WYPRAWA MIAŁA TRWAĆ 3 LUB nawet 4 DNI (w zależności czy wykorzystałbym urlop na żądanie). W kolejnym dniu miałem kontynuować jazdę wokół Jeziora Solińskiego, a później uderzyć na Bieszczady. Niemniej wieczorem będąc totalnie wyczerpanym (wcześniejszą noc też jechałem) do głosu doszły instynkty, które zagłuszyły logiczne myślenie, zagłyszyły fakt, że powinienem nie mieć już żadnych sił. Może i były to emocje, może się stęskniłem, niemniej mogłem np. wrócić rano. Poczułem się jednak oddalony od swojego stada, chciałem wracać do żony i do Leonka. Tak też zrobiłem... WRACAŁEM DO DOMU, jakkolwiek nielogiczne to było.
Podczas nocnej jazdy kierowała mną podświadomość, jakieś odruchy, nie pamiętam zbyt wiele, wiem tylko, że jechałem i jechałem i jechałem, trasa była oczywista, ta sama jak podczas ostatniego również nocnego powrotu z Bieszczadów - doliną Sanu, drogą łagodnie pofałdowaną, wręcz stworzoną do takiej jazdy.
Pół żartem, pół serio, podczas powrotu w świetle księżyca być może zamieniłem się w wilkołaka i na rowerze jechała jakaś zwierzęca część mnie, może zasnąłem i włączył mi się autopilot, może lunatykowałem nie wiem. Nie było żadnego kryzysu jak miesiąc wcześniej, nie robiłem przerw. Wiem tylko że kilka godzin później byłem w domu... i w końcu położyłem się spać.

Kompletnie nie żałuje tej decyzji. Przesadziłem pierwszego dnia, w kolejnych nie miałbym zbyt dużo mocy. Bieszczady nie uciekną, w sumie miałem je gdzieś, dostałem wycisk od Gór Sanocko-Turczańskich, dostałem swoją dawkę MTB, wręcz przedawkowałem, oprócz tego mega dawkę kręcenia po asfalcie. Na jakiś czas mam dość jazdy rowerem po górach.

Podczas wycieczki nie miałem licznika, wygodniej jeździ mi się ostatnio bez niego, mogę się wsłuchać co mówi mi mój własny organizm, a nie stado głupich cyferek. Dopiero na drugi dzień gdy wyznaczyłem trasę, zobaczyłem, że tym samym pobiłem swój rekordowy dystans na rowerze (336 km według bikemap-u, a w rzeczywistości mogło być nieco więcej). Zrobiłem to kompletnie przez przypadek, wręcz tego nie chciałem, żałuję wielce, wybaczcie, iż do tego doprowadziłem. Moja roztoczańska trzysetka z 2010 miała być pierwszym i ostatnim takim przypadkiem, zawiodłem się na sobie... :P

A Bieszczady powtarzam nie uciekną, zobaczymy co przyniesie wrzesień... może jakaś hybryda rowerowo-piesza, samotno-rodzinna jak podczas urlopu na przełomie maja i czerwca. A jeśli nie to jest jeszcze zima, później wiosna, później kolejne lato... z tego co wiem Bieszczady nigdzie się nie wybierają.


Dzień 2. Beskid Niski: od Przeł. Dukielskiej do granicy z Bieszczadami (Przeł. Łupkowskiej) + Bieszczady: Przeł. Żebrak + powrót do Rzeszowa

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 12.07.2012 | Komentarze 6

Dnia poprzedniego dosyć wcześnie poszliśmy spać. Mi spało się wyśmienicie pomimo zmęczenia, o 6 obudziłem się wyspany jak nigdy. Może to dlatego, że ostatnio w domu mam sen przynajmniej raz przerywany, zwykle pobudkę o 3-4 rano funduje mi dziecko, a dopiero kilka godzin później następuje pobudka właściwa.
Zaraz po mnie wstaje Paweł, a Kona śpi sobie dalej. Idę zobaczyć jak woda w potoku - wokół chatki unoszą się mgły, wszędzie pełno rosy - na szczęście woda zdążała się wyklarować z błota, jest czysta więc można się umyć. W końcu zmywam z siebie wczorajszą warstwę soli. Woda zimna, ale rześka. Gdy wracam chłopaki idą do potoczku... Paweł obudził Piotrka podając mu fałszywą godzinę :P
Coś jemy, wpisujemy się do księgi meldunkowej, płacimy, gdy odjeżdżamy zaczepia kolega ze schroniska (który też coś więcej jeździ na rowerze i w tym roku wybiera się do Czarnogóry. Ma, aż 1,5 miesiąca wolnego czasu - tak się zamyślam i nie mogę tego pojąć, dla mnie to abstrakcja - te 3 dni wolnego które wynegocjowałem na ten wyjazd wydają mi się cudem, nieważne... Kolega mówi nam, że spokojnie możemy pojechać na pod wieżę widokową czarnym szlakiem, początkowo jest błoto, ale później na szlaku granicznym warunki są dobre. Rzeczywiście tak było i tak właśnie pojechaliśmy. Na czarnym przeważnie dało się jechać, miejscami prowadziliśmy, a później do Przełęczy Dukielskiej i przejścia granicznego już bezproblemowo, przyjemnym górskim szlakiem.
W sklepie na granicy, zakupujemy prowiant i wodę, pani mówi tu po słowacku, ale płaci się w złotówkach, ceny na półkach również podane są w naszej walucie.
Zamieniamy błoto pod kołami na asfalt. Jedziemy nim, aż do Jaślisk. Najpierw kierujemy się na Tylawę, tam zjeżdzamy w drogę prowadzącą wzdłuż rzeki Jasiołki, i jej przełomem pomiędzy dwoma okolicznymi wzniesieniami. Włazimy do rzeki, myjemy rowery z błota, schładzamy się wodzie, ja wchodzę cały, bo w mokrych ciuchach łatwiej się jedzie. Jest pewnie dopiero 10 rano, a już żar leci z nieba, na termometrach jakieś 30 stopni.
Podjazd do Jaślisk, zwiedzamy rynek i sklep. Jedziemy dalej, robię mały błąd, zjeżdżam złą ulicą i musimy ponownie podjeżdżać do Jaślisk :). Dalej w stronę granicy. Ciągle jest pod górę, ale tak lekko, że właściwie tego nie czuć i nie widać póki człowiek nie oglądnie się do tyłu. Praktycznie cywilizacja się tu kończy... mijamy Lipowiec, gdzie znajdują się 2 lub 3 gospodarstwa agroturystyczne, dalej ruiny i pozostałości zabudowań dawnego PGR, droga pół wieku temu mogła być asfaltowa, ale teraz trudno to stwierdzić.
Gdy jedziemy w słońcu, jest pewnie z 50 stopni, na szczęście przy drodze co jakiś czas są drzewa. Włazimy do potoku Bełcza, w wodzie jest tak chłodno i komfortowo, że Kona ma pomysł - mówi, że on może siedzieć tak cały dzień w tym potoku i nie jechać dalej. Niegłupia myśl, całkiem zmyślny pomysł, ale skoro już jesteśmy tu rowerami to "niestety" trzeba jechać dalej.
Odbijamy niebieskim w stronę Rezerwatu Kamień nad Jaśliskami i granicy państwa. Im wyżej tym trudniej, choć na samym końcu lekkie wypłaszczenie. Zdobywamy Kamień (857m) czyli najwyższy szczyt w środkowej i wschodniej części Beskidu Niskiego, jadąc na zachód podobne górki znajdziemy dopiero w okolicach Wysowej-Zdroju.
Dalej naparzamy granicą, a właściwie chłopaki naparzają gdzieś do przodu, a ja próbuję ich gonić, gonię i gonię, a i tak ciągle są z przodu, czasem ich doganiam, ale sytuacja znów się powtarza, ciagle na mnie czekają. Męczy mnie to nie tyle fizycznie co psychicznie, bo nie lubię kogoś hamować, ale niestety takie są realia. Za mało jeżdżę w tym roku i nie systematycznie, przejażdżka, nawet jeśli dłuższa, raz na miesiąć nie wystarczy by utrzymać formę. Źle się z tym czuję, próbuję tłumaczyć sam sobie, że być może powodem jest też to, że mam najcięższy plecak i najcieższy rower... ale zdaję sobie sprawę, że zwyczajnie jestem kiepski. W obecnym momencie Piotrek i Paweł, a ja to dwie różne ligi.
Niemniej tereny, widoki, przyroda, trasa i profil poprzeczny granicznego szlaku sprawiają, że raczej podziwiam piękno przyrody niż myślę o tym, że ciągle opóźniam naszą górską eskapadę.
Mijamy wiele zbiorowych mogił z czasów I wojny światowej, miały tu miejsce duże działania wojenne i liczne bitwy o główny grzbiet Karpat.
Przeważnie jedziemy lasem, który niweluje działanie słońca, jest nam więc nieco łatwiej. Co jakiś czas przedzieramy się przez łąki, jedna jest całkiem duża, rozległa, na kilometr, może dwa, z trawą wyższą od rowerów, dobrze, że ktoś przejeżdzał tu samochodem terenowym, bo nawet nie wiedzilibyśmy którędy biegnie szlak. Za kolejnym wzniesieniem (Kopriwiczną) wjeżdżamy na teren największego Rezerwatu na Podkarpaciu Rez. "Źródliska Jasiółki". Jedziemy rozległym torfowiskiem po słowackiej stronie (Haburske Raselnisko), część przejazdu biegnie drewnianym mosteczkiem tuż nad powierzchnią bagna (swoisty masaż dla... :)).
Mój plan przejazdu zakładał, że zjedziemy w dół (w okolice Medzilaborców) pieszym, a później rowerowym szlakiem wyznaczonymi przez naszych południowych sąsiadów, by dalej przejechać tunelem pod Przełęczą Łupkowską. Lecz Paweł chce jechać dalej granicą. Zgadzam się po rzeczywiście jest fajnie. Mijamy kolejne górskie szczyty, przejeżdżamy obok źródeł rzek Jasiółki oraz Wisłoka. Jedziemy dalej, jechaliśmy tu w ubiegłym roku więc skupiam się na jeździe, nie rozglądają się po okolicy. Dojeżdzamy do momentu gdy zielony szlak odbija w stronę Komańczy. Brakuje nam wody, każdy ma jakieś resztki. Nie chcę tu jechać bo właśnie tędy jechaliśmy z Pawłem i Asią ostatnim razem. Jedziemy dalej choć wiem, że to zły pomysł, a Kona miał rację by zjeżdżać w dół. Robię to wbrew zdrowemu rozsądkowi. Kolejnych kilka górek, coraz cieżej się nam jedzie ze względu na brak wody, w końcu docieramy do Przełęczy Radoszyckiej którędy biegnie piękna nowa asfaltowa droga. Chłopaki chcą jechać w dół do Radoszyc... ja chciałbym zjechać na słowacką stronę... Koniec końców jedziemy dalej granicą państwa. Na mapię nie wygląda to trudno, odcinek około 5-6km, godzina drogi pieszo. W praktyce to najtrudniejsza część i tak trudnej do tej pory trasy. W porównaniu do niej wcześniej nawet nie było trudno, błoto, wiatrołomy, krzaki, kałuże, zarośla, pokrzywy, pajęcze sieci na twarzy, kąsające bąki, komary, jeszcze więcej bąków, jeszcze więcej bąków, ilości bąków wręcz przeczące zdrowemu rozsądkowi. Na dodatek w przejechaliśmy gdzieś zjazd na południe którędy szlak niebieski odchodził od czerwonego granicznego. Zabijamy kilkadziesiąt bąków na minutę, ale i tak drugie tyle ciagle nas gryzie, nęka i kłuje. W desperacji będąc nad przełęczy i wiedząc o tunelu oraz torach kolejowych przedzieramy się w dół by je odnaleźć, idę pierwszy miejscami pokrzywy są po szyje, Paweł wypartuje coś co wygląda na dolinę rzeki lub strumienia, podążamy w tamtym kierunku, na szczęscie są to tory... Wychodzimy w końcu z zarośli... fajno, ale nie ma jak zejść, z muru przy torach w dół jest jakieś 3 metry, idziemy więc z rowerami w rękach po murku szerkości 30 cm, jakimś cudem wciaż zabijając przy tym te niekończące się zastępy znienawidzonych gryzących nas owadów. W końcu murek robi się niższy więc zeskakuję z rowerem, za chwilę chłopaki również. Spieprzamy gdzie pieprz rośnie przed owadami... gonią nas przez cały Łupków, w następnej miejscowości w końcu odpuszczają. Próbujemy znaleźć sklep by kupić wodę... jest 18:14, a sklepy są tu do 18:00. Porażka.
Zjeżdzamy do głównej drogi na Cisną. Następnie skręcamy do Smolnika, tam odnajdujemy Zajazd ZAGRODA CHRYSZCZATA gdzie odbywały się Zimowe Cyklokarpaty. W końcu można odpocząć, w końcu można kupić coś do picia. Napoje niestety drogie, ale kupujemy z Pawłem po dwóch małych oranżadkach 330ml. Kona kupuje inny napój w puszcze o pojemności 0,5l.

Zastanawiamy się co dalej, do Cisnej kawałek, do Połonin jeszcze większy. Jesteśmy zmasakrowani, sił brak, nikt z nas nie ma ochoty by jutro powtórzyć podobną trasę, tyle, że z jeszcze wyższymi górami bowiem w Bieszczadach, gdzie lasów chroniących przed słońcem jest mniej, nie przy takiej temperaturze. Kona wymyśla zwyczajnie wrócić nocą do domu, wszyscy się zgadzamy. Lepiej teraz w chłodzie nocą, niż jutro. Po terenowej trasie nie wiadomo czy w ogóle bylibyśmy w stanie wrócić nie tyle w niedziele, co do poniedziałku rano - a musiałem być wtedy w pracy. Lepiej nie ryzykować. Na wszelki wypadek napełniamy bidony wodą z kranu w WC :P
Po 2 czy 3 kilometrach okazuje się, że chyba tak miało być, spotykamy otwarty sklep mimo, że jest już po 20-stej, a godziny otwarcia teoretycznie do 19:00. Straciliśmy już wszelką nadzieję, a tu taki cud, taki dobry znak który napełnia nas nowymi siłami. Kupujemy żarcia, słodyczy, napojów, i gotujemy się do dalekiej podróży do domu. Mamy też kiełbasę na ognisko.
Przed nami ostatnie z większych wyzwań na trasie - Przełęcz Żebrak. Podjeżdżamy z Mikowa. Gdy podjeżdzamy robi się ciemno. Chłopaki tradycyjnie w połowie podjazdu uciekli mi w górę, znowu musiałem ich gonić. Gdy zacząłem gonić, przeforsowałem z tempem i musiałem się zatrzymać by odpocząć się i napić większej ilości wody. Zjeżdzamy w dół, cały czas w dół, najpierw terenowym odcinkiem do Rabego, później asfaltowo do głównej drogi, tam do Baligrodu, krótki przystanek na rynku pod czołgiem. Jedziemy dalej, chłodno, ciemno, mamy lekko w dół praktycznie, aż do Leska. Mimo przebytych kilometrów jedzie się bezproblemowo. Rozpalamy ognisko (z przygodami, pożyczając zapaliczkę od tubylców) gdzieś na miejscu biwakowym nad Sanem, z ławeczką i stolikiem.
Spoko mi się jedzie, zapomniałem o zmęczeniu, aż do pierwszych górek za Leskiem. No może nie pierwszych, ale gdzieś przed Zagórzem nie daję już rady. Kolejnych kilka podjazdów przed Sanokiem, na jednym prowadzę rower. Wcześniej mówiłem chłopakom, że mogą jechać sami i mnie zostawić, że ja wrócę sobie sam. Przejeżdzam cały Sanok, a ich nie ma. Myślałem, że posłuchali mojej rady by być wcześniej w domu, okazuje się, że czekali na mnie na jednej ze stacji paliw. Czekali dobrych 20 minut, ja w tym czasie postanowiłem jechać wzdłuż Sanu drogą na Dynów gdzie jest nieco dalej, ale przynajmniej nie ma podjazdów. Nie pamiętam gdzie byłem, ale już daleko za Sanokiem gdy zadzwonili (Międzybrodzie lub Mrzygłód).
Przy rzece całkiem fajnie się jechało, jednak jazda po płaskim daje niesamowity profit do szybkości i łatwości kręcenia. San spowijały nocne mgły, ksieżyc był kilka dni po pełni więc nawet bez lampki wszystko widziałem. W Uluczu kładką na drugą stronę Sanu. Wiele razy tędy wracałem, ale gdy nigdy nie było tak pięknie jak teraz gdy powoli zaczynało się rozjaśniać. San, morze mgieł, wyspy lasów, wszystko coraz bardziej złociste skąpane w promieniach słońca przebijającego się od wschodu przez pierwsze wyniosłe nad Dolinę Sanu wzgórza i wzniesienia Pogórza Przemyskiego.
W Nodrzcu robię przerwę pod dębem nad nadrzeczną skarpą, ktoś balował tu w nocy, są butelki po browarach, coli, papier z pizzy, jakieś papiery... patrzę, a tu 20zł leży w rosie na trawie :) Przygarnąłem zdobycz skoro los postanowił mi dofinansować wycieczkę. Taki miły akcent dodał mi sił. Dalej jechałem już bez problemów, aż do Rzeszowa. Problemem był jedynie brak wody, niedziela rano nie jest dobrym momentem na zakupy, gdy jedzie się przez małe miejscowosci. Pierwszy otwarty sklep był dopiero w Borku Starym.

Podsumowując ten wyjazd to totalna masakra, nie dla mnie takie wyjazdy. Nie mam już kondycji by jeździć z domu rowerem w góry, później po górach, i wracać również rowerem. W Bieszczady to tylko dojazd samochodem, albo mieć kilka dni wolnego więcej (a na to się nie zanosi). Zrobilismy 225km, w terenie między 55 a 60 km, w tym po granicy (nie liczyłem dokładnie) pewnie z 40km. Gdybyśmy jechali asfaltem spokojnie byłoby drugie tyle, może nawet 500km. Kto wie... ja nie wiem i nie chce wiedzieć - wole takie górskie trasy. Do pełni szczęścia zamieniłbym tylko czas przeznaczony na dojazd i powrót na kolejne godziny spędzone na beskidzkim paśmie granicznym.

Fotorelacja stworzona dzień wcześniej, przez co część informacji może się pokrywać. Dokładny początek fotorelacji znajduje się w poprzednim wpisie.
przełom rzeki Jasiołki między Piotrusiem (728m), a Ostrą (678m) - biegnie tam nasza droga... © Petroslavrz

rzeka Jasiółka - schładzamy się, obmywamy rowery z błota, smarujemy łańcuchy © Petroslavrz

Piotrek jest dokładny :P © Petroslavrz

Daliowa - ciekawie ułożony flisz karpacki w korycie Jasiołki © Petroslavrz

Jaśliska - miasto lokowane w 1366 r. przez Kazimierza Wielkiego © Petroslavrz

Jaśliska - kościół św. Katarzyny - miasteczko słynie z cudownego obrazu Matki Boskiej Jaśliskiej koronowanego w 1997 przez Jana Pawła II © Petroslavrz

Jaśliska - ratusz - ostatnio o miejscowości zrobiło się głośniej za sprawą filmu "Wino Truskawkowe" kręconego tu w 2008 r. © Petroslavrz

jacyś dwaj kolarze chowają się pod sklepem w cieniu drzewa... © Petroslavrz

pod raz drugi w tym dniu przypuszczamy szturm na graniczne pasmo Beskidu Niskiego - w oddali Kamień nad Jaśliskami (857 m n.p.m.) © Petroslavrz

potok Bielcza w którym znów nurkujemy dla ochłody / przez kolejnych kilka km, zdaje się nam, że temperatura (34°C w cieniu) spadła o jakieś 10-15° © Petroslavrz

Lipowiec - zniszczony mostek za dawnym PGR © Petroslavrz

Rezerwat Kamień nad Jaśliskami - z porastającymi go lasem bukowym i bukowo-jodłowym, interesującymi formami skalnymi i unikalnymi bagniskami zwanymi przez miejscową ludność "berezedniami" © Petroslavrz

początek podjazdu to fajny i przyjemny... asfalto-szuter? szutr-asfalt? © Petroslavrz

później też nie jest najgorzej... © Petroslavrz

potem niebieskim szlakiem płynie potoczek do którego wchodziliśmy, a raczej gdzieś tutaj są jego początki © Petroslavrz

poziom trudności wzrasta © Petroslavrz

jeśli nawet Kona prowadzi rower to o czymś świadczy... © Petroslavrz

Kamień nad Jaśliskami 857 m n.p.m. (nazywany kiedyś Bieszczad) jest najwyższym wzniesieniem w całym wschodnim i środkowym Beskidzie Niskim © Petroslavrz

dwóch Piotrków i dwie różne metody poruszania się w dół :] © Petroslavrz

cmentarze wojenne żołnierzy rosyjskich i austro-węgierskich, poległych na zboczach góry Kamień (859 m n.p.m.) w latach 1914- 1915, podczas tzw. "Bitwy o Przełęcze". © Petroslavrz

wesoły patrol straży granicznej © Petroslavrz

Kamień nad Jaśliskami z innej perspektywy, lub coś słowackiego - nie mam pewności © Petroslavrz

jazda przez łąki gdzieś między Szerokim Jasienikiem [771 m], a Kopriwiczną [709 m] © Petroslavrz

Słowacki rezerwat przyrody - Haburske Raselinisko - kładka przez mokradła i torfowiska © Petroslavrz

Vodojem... przed szczytem Weretyszów (742 m) czyli... © Petroslavrz

...zbiornik wody - podejrzewaliśmy, że mogł się tu znajdować jakiś wojskowy budynek posterunek © Petroslavrz

widok z granicy na południe: Laborecka Vrchovina - tak własnie zwana jest przez Słowaków ta część Beskidu Niskiego © Petroslavrz

Kanasiówka (Baba) 823 m n.p.m. - zródło Wisłoka - na jej zachodnim zboczu swój początek ma nasza (mowa tu o Rzeszowianinach) rzeka © Petroslavrz

Wielki Bukowiec (848 m) - słow. Paseky / stara wieża widokowa - testowaliśmy ją sierpniu ubiegłego roku (patrz wpis - 20 sierpnia 2011) © Petroslavrz

widać słowacką robotę, oni strasznie dbają o szlaki... © Petroslavrz

Przełęcz Radoszycka, Przełęcz Beskid nad Radoszycami, (słow. Laborecky priesmyk) 684 m n.p.m. © Petroslavrz

&feature=plcp
dawny znak graniczny, obelisk z widocznym jeszcze herbem Królestwa Węgier © Petroslavrz

namiot, chatka, darmowe miejsce noclegowe dla turystów, na Słowacji normalna sprawa... w Polsce raczej nie do pomyślenia :( © Petroslavrz

miało być już łatwiej, a było tragicznie... najbardziej hardkorowy odcinek granicy PL-SK jaki znam, szkoda gadać... © Petroslavrz

Na powyższym zdjęciu było jeszcze fajnie. Poźniej zarośla stawały się coraz gęstsze i gęstsze, w końcu wylądowaliśmy w pokrzywach po szyje, pogryzieni przez hordę bąków (których na podkarpaciu jest w tym roku jest wyjątkowa plaga). Od wzniesienia Siwakowa Dolina (689 m) czerwony szlak był koszmarem. Zdesperowani będąc na przełęczy Łupkowskiej darliśmy na oślep przez krzaczory... byle w dół, byle się stąd wydostać, czułem się jak w pułapce, przeklinam ten odcinek po wsze czasy nikt mnie już tam nigdy nie zaciagnie nawet siłą.
Przełęcz Łupkowska - widoczny staje się tunel kolejowy i tory... Dzięki Ci Panie! © Petroslavrz

Przełęcz Łupkowska – oddzielająca Beskid Niski od Bieszczadów, a jednocześnie Karpaty Zachodnie od Wschodnich. Pod przełęczą, granicą polsko-słowacką znajduje się tunel o długości 642 metrów. © Petroslavrz

Łupków - stacja kolejowa © Petroslavrz

zjazd z Nowego Łupkowa do Smolnika / w tle pierwsze z Bieszczadzkich szczytów © Petroslavrz

Smolnik - droga nad doliną Osławy / w tle niższe partie Pasma Wysokiego Działu w Bieszczadach © Petroslavrz

Przełęcz Żebrak (816 m) - dla rowerzystów kultowe miejsce w Bieszczadach / przecinamy Pasmo Wysokiego Działu © Petroslavrz

dalej wielo-kilometrowy zjazd - w końcu możemy odpocząć / WODA ŚWIECONA Pawła :) © Petroslavrz

Baligród / Nocny powrót Bieszczady-Rzeszów © Petroslavrz

ognisko o północy nad Sanem © Petroslavrz


Dzień 3: Bieszczady - między Połoninami i wzdłuż Pasma Otrytu (Zakończenie sezonu wyjazdowego z przygodami)

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 30.08.2011 | Komentarze 5

Zakończenie sezonu - dzień 3 z 3. Wpis z przeszło tygodniowym opóźnieniem.

W Niedzielę wstałem wcześniej i wyruszyłem już przed 5-tą, zostawiając w schronisku Asię i Pawła. Wszystko dlatego, że w planach miałem sporo terenu i górek do zdobycia m.in. Dwernik-Kamień 1004m oraz przejazd całem Pasmem Otrytu, a czas jedynie do godziny 12-stej.
Jednak sprzęt spłatał niejednego figla i skończyło się na jeździe asfaltem i gdzieniegdzie szutrami.
Początkowo jechało się świetnie, uwielbiam takie poranne górskie klimaty i widoki, choć 6°C w lecie nie każdemu może odpowiadać. Już za Wetliną sielanka się skończyła i na podjeździe do Przełęczy Wyżnej przerzutka praktycznie przestała zmieniać biegi, więc później ustawiłem w miarę uniwersalne przełożenie i tak też jechałem.
Ogólnie miałem złe przeczucie i zastanowiałem się czy nie wrócić w stronę Cisnej i pojechać od razu w stronę Jeziora Solińskiego jak Paweł i Asia. Lecz wdrapałem się na Przełęcz Wyżną (872m), tam odpocząłem.
Na końcówce zjazdu serpentynami pierwszy nieplanowany przystanek. Kapeć nr 1 w tym dniu - dętka
strzeliła w tym samym miejscu co tydzień wcześniej w sobotę. Opona przecięta na kamieniu ma w tym miejscu wyraźnie słaby punkt.
W międzyczasie przerzutka zaczyna wydawać przedziwne odgłosy więc w Nasicznym podejmuję decyzję, że nie bawię się w zdobywanie Dwernika-Kamienia tylko jadę dalej. Podobnie przy wjeździe niebieskim szlakiem do Chatki Socjologa na Paśmie Otrytu. Byłem umówiony z żoną i znajomymi w Polańczyku w południe i nie chciałem się spóźnić, a wiedziałem, że z rowerem coś złego się stanie i jedyne na czym mi zależało to dojechać na miejsce. Niestety nie było mi to dane, za jakiś czas przerzutka rozpadła się na dwie części.
Ale co tam, zacząłem używać maszyny jako roweru biegowego/hulajnogi i jakoś szło. Na szlaku rowerowym wzdłuż Pasma Otrytu spotkałem grupę ok. 10 rowerzystów, których mimo takiego sposobu poruszania się i wielkiego plecaka na plecach ciągle doganiałem gdyż często robili przerwy. Wcale się im nie dziwiłem po słońce nieźle przypiekało, ale że ja lubię pchać rower pod górkę i męczyć się z plecakiem parłem cały czas do przodu.
Na pewnym zjeździe gdzieś przed Rajskim wpadłem w dziurę i uderzyłem tak, że wygięło tylną obręcz. Zaraz potem zaczęło schodzić powietrze koła (a może już wcześniej schodziło, a nie zauważyłem tego i stąd takie wgniecenie w obręczy?).
Myślę, nie no cholera nie będę się teraz wygłupiał, zadzwonię do żony skoro ma tu jechać samochodem.
W tym dniu byłoby to jednak zbyt proste - brak zasięgu w telefonie, gdyż to raczej odludne tereny i tak chyba przez kolejne 10km. Zrobiło się późno... bo chwile szedłem te kilometry, zjeżdżając tylko na zjazdach. w końcu odzyskałem zasięg. Okazało się, że już kilkanaście razy ktoś do mnie dzwonił.
Powiedziałem gdzie jestem jeszcze chwilę szedłem, a w końcu usiadłem na poboczu i poczekałem na transport.
I właśnie w ten sposób zakończyłem sezon wyjazdowy w tym roku.

Dalsza część dnia upłynęła w Polańczyku nad Jeziorem Solińskim, gdzie w sumie jeszcze dokręciłem kilka kilometrów na rowerku wodnym. Natomiast sam wieczór spędziliśmy w Sanoku.

Cóż... to miało być dla mnie zakończenie sezonu i tak też było. Nie do końca zgodne z planem, ale co mi tam, przecież góry nie uciekną, a ja na pewien czas rezygnuję z wyjazdów rowerowych - to ostatecznie postanowione.
Miałem napisać o powodach takiej decyzji, ale w tej chwili nie chce mi się już pisać bo i tak się spisałem w tym wpisie.

Tak więc pojawi się jeszcze jeden wpis - pożegnalny na jakiś czas - gdy przyjdzie ochota by coś napisać i znajdę na tyle czasu...


Bieszczady skryte w mgle - pasmo Jasła (1153m) i Okrąglika (1101m) © Petroslavrz

Przełęcz Przysłup (681m) - widok na Smerek (1222m) © Petroslavrz

Mgły w dolinie Wetlinki po zjeździe z przełęczy © Petroslavrz

Połonina Wetlińska... © Petroslavrz

kawałek podjazdu na Przełęcz Wyżniańską (872m) © Petroslavrz

Przełęcz Wyżna - Schronisko PTTK "Chatka Puchatka" na Połoninie Wetlińskiej (1228 m n.p.m.) – najwyżej położone schronisko w Bieszczadach © Petroslavrz

Połonina Caryńska © Petroslavrz

Nasiczański Potok... © Petroslavrz

Dwernik - zespół przyrodniczo-krajobrazowy "Młyn w Dwerniku" © Petroslavrz

Przełom Sanu w Chmielu tzw. "Chmielowe kaskady" © Petroslavrz

Rajskie - widok z mostu na Pasmo Otrytu © Petroslavrz

Rowerem po Jeziorze Solińskim :] [z tym, że wodnym] © Petroslavrz


Na koniec jeszcze dwa zdjęcia ze sprzętem...




Dzień 2: Beskid Niski (Rez. Źródliska Jasiółki) i Bieszczady (Pasmo Wysokiego Działu - Wołosań 1072m)

Sobota, 20 sierpnia 2011 · dodano: 26.08.2011 | Komentarze 5

Zakończenia sezonu (mojego) - dzień 2 z 3.

Z Asią(Masakra) i Pawłem(Kundello21).

Rześki górski strumień z rana i w trasę :) Początek to powrót na główną drogę, i dalej asfaltem w stronę Jaślisk. W Woli Niżnej skręcamy
w kierunku Pasma Granicznego Beskidu Niskiego. Jedziemy przez Wolę Wyżną - gdzie straszą nas stare zabudowania PGRów oraz stado wielkich psów które zaczęło nas gonić, na szczęście nikt nie ucierpiał.
Dalej już odcinkiem szutrowym i "strzępami asfaltu" przez tereny nieistniejących wsi Rudawka Jaśliska i Jasiel. Bardzo przyjemny odcinek, cichy i spokojny, w międzyczasie przekraczamy granicę największego
na podkarpaciu rezerwatu przyrody "Źródliska Jasiółki". Wokół Piękne przyrodniczo tereny urozmaicone pozostałościami dawnych zabudowań.
Docieramy do pola namiotowego, gdzie spotykamy jednego turystę, dalej podjazd niebieskim szlakiem do granicy, a po chwili Kanasiówka (823m) czyli góra na zboczach której swój początek mają dwie większe
podkarpackie rzeki: Wisłok oraz Jasiółka.
Trzymamy się granicy i zdobywamy kilka kolejnych szczytów między innymi Wielki Bukowiec (848m) z zardzewiałą wieżą widokową, oczywiście spinamy się na górę, jednak z góry obecnie niewiele widać gdyż przewyższyły ją okoliczne drzewa. Ponownie granicą państwa, później w dół zielonym szlakiem zjeżdżamy
do Komańczy, jego początek odcinkami często nieprzejezdny później już lepiej.
Komańcza - sklep, zakupy, przerwa, posiłek i ruszamy w stronę Duszatynia. Kilka podjazdów, a następnie zjazd w dolinę rzeki Osławy i jazda wzdłuż niej. Rezerwat Przełom Osławy nad Duszatynem i 4 przeprawy przez rzekę na szczęście stan wody był niski, ale i tak wartki nurt miejscami ściągał tylne koło mi i Asi, za to czołg Pawła pozostał niezruszony. Zdecydowanie najmilsza część dzisiejszej trasy.
Później było już tylko trudniej, wspinaczka na Przełęcz Żebrak i przejazd przez Pasmo Wysokiego Działu głównym szlakiem beskidzkim. Niby jedzie się cały czas grzbietem, lecz i tak sporo w górę i w dół, w górę i w dół i tak niemal bez końca do końca... :)
Zdobywamy Jaworne (992m) i najwyższy Wołosań (1072m), kilka innych szczytów, kilka ładnych widoków, ale większość szlaku to gęsty las. Moim zdaniem nie jest to trasa na rower... przyznam że miałem dość jazdy, dużo błota, gałęzi, zjazdy i podjazdy zbyt strome by pokonywać je w siodełku.
W końcu docieramy schroniska PTTK pod Honem i zjeżdzamy do Cisnej.
Jak Asia dała radę pokonać ten odcinek z sakwami pozostaje dla mnie zagadką... Cóż dobra z niej zawodniczka :) Ogólnie przez cały dzień dawała radę i myślę że swoją postawą mogłaby zawstydzić niejednego faceta.
Też tak się zastanawiałem, że gdyby jej brakło musiałbym gonić Pawła i dostosować się do jego tempa, a wtedy pewnie wyplułbym płuca i padł gdzieś po drodze :]

Co jeszcze... miałem ogromne problemy z przerzutką, większość podjazdów musiałem pokonywać siłowo na przełożeniach 1-3, 1-4, 1-5. Paweł ciągle mówił, że strasznie lata ta przerzutka i do jej wymiany namawiał mnie od dobrych 2 lub 3 miesięcy. Ale uparcie twierdziłem, że dojadę ją do końca i tak się stało następnego dnia. Czyli dokładnie wtedy kiedy planowałem zakończyć sezon. Synchronizacja idealna... ale o tym w kolejnym wpisie...

Przełom Jasiółki między Piotrusiem (728m) i Ostrą (687m) © Petroslavrz

Daliowa - cerkiew © Petroslavrz

w stronę granicy... © Petroslavrz

największy na Podkarpaciu rezerwat "Źródliska Jasiółki" © Petroslavrz

Rez. Źródliska Jasiółki © Petroslavrz

Mogiła z czasów II Wojny Światowej... © Petroslavrz

Asia i Paweł wśród Beskidu... © Petroslavrz


d. wieś Jasiel - pomnik © Petroslavrz

Kanasiówka zwana również Babą (823 m n.p.m.) - z jej stoków wypływają dwie ważne rzeki Beskidu Niskiego: Jasiołka i Wisłok © Petroslavrz

wzdłuż granicy... © Petroslavrz

U źródeł naszego Wisłoka... © Petroslavrz

Wielki Bukowiec (Paseky), 848m - stara wieża widokowa i wieżołazy... © Petroslavrz

Średni Garb (822m) © Petroslavrz

kalibracja GPS-a :P © Petroslavrz

przeprawa przez Dołżyczkę... © Petroslavrz

Komańcza... © Petroslavrz

Rez. Przełom Osławy pod Duszatynem - łokieć
Osławy, most dawnej wąskotorówki i Karnaflowy Łaz (701m)
© Petroslavrz

Duszatyn © Petroslavrz

jeden z czterech przejazdów przez Osławę... © Petroslavrz

Przełęcz Żebrak (816m) © Petroslavrz

Jaworne (992m) © Petroslavrz

wychodnie skalne Pasma Wysokiego Działu © Petroslavrz

Bieszczady - Wysoki Dział - widoki na Połoniny... © Petroslavrz

Bieszczady - najwyższy szczyt Wysokiego Działu, Wołosań (1072m n.p.m.) © Petroslavrz

Wołosań za nami, lecz do końca pasma jeszcze daleka droga... © Petroslavrz

okolice Jasła (1153m), Małego Jasła (1097m), Okrąglika (1101) i przełęczy nad Roztokami 801m (Ruske Sedlo) © Petroslavrz

końcówka pasma miała być z górki, lecz wiele zjazdów
było zbyt stromych by ryzykować...
© Petroslavrz

Cisna - wyciąg narciarski © Petroslavrz

szczyt Łopiennik (1069m) - przypuszczam, że w przyszłości się tam wybiorę... © Petroslavrz



  • DST 176.10km
  • Teren 15.00km
  • Czas 08:25
  • VAVG 20.92km/h
  • VMAX 68.10km/h
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Karpacki Tropiciel Szlaków
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 1/3: Z Rzeszowa na Słowację. Przez Pogórze Bukowskie, Bieszczady, Ondavską Vrchovinę, do podnóża wulkanicznych gór Vihorlat

Piątek, 20 maja 2011 · dodano: 24.05.2011 | Komentarze 5

Pisałem jakiś czas temu do kilkunastu rowerzystów z Rzeszowa, lecz ostatecznie pojechałem sam... a to matury, a to inne sprawy... niektórzy pisali, że może, lecz później nie dali żadnej konkretnej odpowiedzi, ani znaku życia.

Dzień pierwszy to w dużej mierze jazda dolinami różnych rzek. Starałem się oszukać mijane pasma górskie, tzn. przejechać je tak by było jak najmniej przewyższeń. Miało być dalej, ale wyjechałem o wiele później niż planowałem (wolałem się porządnie wyspać) no i ta burza. Więc po dojechaniu do ostatniej miejscowości przed górami Vihorlat tj. Zemplinskie Hamre postanowiłem zakończyć jazdę w tym dniu.

widoki na Góry Słonne © Petroslavrz

Blizne - kościół © Petroslavrz

Niebieszczany - widać najwyższą część Pogórza Bukowskiego i wiatraki nad Bukowskiem © Petroslavrz

Rzeka Osława i rower Petroslava © Petroslavrz

Wysoczany - Pasmo Bukowicy (B. Niski) czyli tam gdzie niedawno przejechaliśmy z Pawłem © Petroslavrz

Komańcza - zdaje sobie sprawę, że burzowe chmury które widać od pewnego czasu wcale nie idą bokiem, lecz mnie doganiają... © Petroslavrz

Komańcza - kościół © Petroslavrz

Osławica - w stodole d. PGRu / deszcz, grad i pioruny przez jakieś 40 minut i tak mam szczęście bo udało się uciec na końcowy skrawek tych chmur... © Petroslavrz

Bieszczady - panorama w stronę pasma Wysokiego Działu (z drogi nad Nowym Łupkowem) © Petroslavrz

Bieszczady - kawałek Wysokiego Działu, po środku Przełęcz Przysłup oraz Jasło (na najdalszym planie), dalej od Matragony po Wysoki Gron (z drogi nad Nowym Łupkowem) © Petroslavrz

Bieszczady - Pasmo Graniczne nad Nowym Łupkowem © Petroslavrz

do dawnej wsi Balnica... © Petroslavrz

Balnica - nieliczne pozostałości po zabudowaniach... © Petroslavrz

Bieszczadzka Kolejka Leśna... © Petroslavrz

Balnica - stacja kolejki leśnej, obecnie własność państwa Judów... © Petroslavrz

Balnica - turystyczne przejście graniczne © Petroslavrz

krótki odcinek przez "Narodny Park Poloniny" © Petroslavrz

znów pada, lecz nawet dobrze gdyż było strasznie gorąco i duszno... © Petroslavrz

Osadne... © Petroslavrz

Osadne i Bieszczady/Bukovske Vrchy (skąd przyjechałem) © Petroslavrz

Hostovice... © Petroslavrz

Ondavska Vrchovina (Beskid Niski) Przełęcz Laz © Petroslavrz

Widać cel jazdy, Vyhorlatske Vrchy - najmłodsze wulkaniczne pasmo górskie Słowacji © Petroslavrz

wyraźnie odznaczjący się najwyższy szczyt Vyhorlatskich Vrchów: Vihorlat 1076 m n.p.m © Petroslavrz

Vihorlatské vrchy nad miastem Snina... © Petroslavrz

Snina © Petroslavrz

Bela nad Cirochou - kościół © Petroslavrz

Późnym wieczorem "dziki nocleg" już był więc, pojechałem jeszcze sprawdzić pewien skrót, gdyż normalny szlak wyglądał na trudny, niestety teren wojskowy... © Petroslavrz


Dzień 3/3 Bieszczady > Rzeszów (przez Cisną, Jez. Solińskie, Baligród, Lesko, Bezmiechową, Sanok)

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 7

Dzień powrotu, niemal w całości asfalt. U mnie potężny kryzys w końcówce. Ogólnie było coraz nudniej im bliżej Rzeszowa, troche nie chciało się jeszcze wracać.
Towarzyszył nam sporą część trasy kolega Pawła - Kuba (Baligród > Sanok). Również ugościł nas na chwilę w u siebie w Baligrodzie za co wielkie dzięki.
Pośród Bieszczadzkich szczytów... © Petroslavrz

poranna Cisna... © Petroslavrz

rzeka Solinka © Petroslavrz

Terka - zabytkowa dzwonnica © Petroslavrz

Terka - widoki za naszymi plecami... © Petroslavrz

Wołkowyja - Jezioro Solińskie © Petroslavrz

Kiczora (613m) / południowe krańce Jeziora Solińskiego © Petroslavrz

Ciśniańsko-Wetliński Park Krajobrazowy raz jeszcze © Petroslavrz

Przełęcz Radziejowa © Petroslavrz

Przełęcz Radziejowa - zjazd do Baligrodu... © Petroslavrz

Kaskady w Stężnicy © Petroslavrz

Baligród © Petroslavrz

Baligród - rynek (od Baligrodu do Sanoka towarzyszy nam Kuba (misieq.bikestats.pl)) © Petroslavrz

Pędzą po szosie... © Petroslavrz

Lesko - zamek © Petroslavrz

Bezmiechowa - lądowisko i Akademicki Ośrodek Szybowcowy PRz © Petroslavrz

Załuż - zamek na górze Sobień © Petroslavrz

Sanok - piknik nad Sanem :) © Petroslavrz

Zamek w Sanoku © Petroslavrz




  • DST 87.20km
  • Teren 38.00km
  • Czas 06:26
  • VAVG 13.55km/h
  • VMAX 57.10km/h
  • Podjazdy 1665m
  • Sprzęt Karpacki Tropiciel Szlaków
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 2/3: Bieszczady i wizyta na Słowacji: Chryszczata (998m), Okrąglik (1101m), Jasło (1153m)

Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 20.04.2011 | Komentarze 10

Trasa: ... (mapka na końcu wpisu)

Opis wkrótce - w dużym skrócie:

Drugi dzień wyprawy z Kundello21, czyli najpiękniejsze widoki i najtrudniejsze odcinki... Odsyłam do zdjęć i ich opisu.

Jesteśmy jeszcze w Niskim, lecz przed nami już Bieszczady... © Petroslavrz

Szczawne - cerkiew Zaśnięcia MB © Petroslavrz

Jawornik - rzeka Osławica © Petroslavrz

Komańcza - klasztor ss. Nazaretanek, Izba Pamięci kard Wyszyńskiego © Petroslavrz

Komańcza - cerkiew Opieki Matki Bożej © Petroslavrz

Komańcza - cerkiew odbudowana ze zgliszczy po pożarze w 2006 roku © Petroslavrz

podjazdy koło Komańczy... © Petroslavrz

Prełuki... © Petroslavrz

Rez. Przełom Osławy pod Duszatynem © Petroslavrz

Rez. Przełom Osławy pod Duszatynem © Petroslavrz

rozpoczynamy atak na Chryszczatą... © Petroslavrz

warunki do jazdy wzrowe :] © Petroslavrz

Jeziorka Duszatyńskie (Rezerwat Zwięzło) powstałe po osuwisku ze zbocza Chryszczatej w 1907 roku © Petroslavrz

... © Petroslavrz

Chryszczata (998m n.p.m.) - zdobyta :) © Petroslavrz

widok z Pasma Wysokiego Działu na północ... © Petroslavrz

Przełęcz Żebrak (816m) © Petroslavrz

Wola Michowa - po prawie 8km zjeździe z Przełęczy © Petroslavrz

Wola Michowa © Petroslavrz

Przełęcz Przysłopce (749) i Smerek (1222m) w tle © Petroslavrz

Panorama po wschodniej stronie Przełęczy Przysłopce © Petroslavrz

Słowacja :) / Przełęcz nad Roztokami (801m) © Petroslavrz

Narodny Park Poloniny © Petroslavrz

Przełęcz nad Roztokami - widok na słowackie Bukovskie Vrchy © Petroslavrz

granicą na Okrąglik... czyli największa katorga w ciągu tych 3 dni... © Petroslavrz

gdzieś na granicy... / tu w roku ubiegłym pewni rzeszowscy bajkerzy zostali zbieraczami runa leśnego :) © Petroslavrz

wciąż w drodze na Okrąglik... © Petroslavrz

Okrąglik (1101m) zdobyty :) © Petroslavrz

Dużo śniegu w drodze na Jasło... © Petroslavrz

Okrąglik z Jasła © Petroslavrz

Jasło (1153m n.p.m.) czyli dotychczasowy tegoroczny rekord wysokości / w tle Połoniny i Tarnica © Petroslavrz

Bieszczady w całej okazałości / Smerek, Połoniny, Tarnica widziane z Jasła © Petroslavrz

zjazdowo... © Petroslavrz

Dawne torowisko kolejki... a obecnie świetna trasa na rower... © Petroslavrz




Korona Gór Słowacji: Bukovské vrchy (Kremenec 1221 m n.p.m.)

Sobota, 4 października 2008 · dodano: 25.05.2011 | Komentarze 0

Najwyższy szczyt słowackich Bieszczadów (Bukovskich Vrchów) - Kremenec 1221m (pl. Krzemieniec, ukr. Kremenaros) - leżący nieopodal styku trzech granic PL-SK-UK.
Wpis tytułem uzupełnienia serii "Korona Gór Słowacji" - październik 2008. Z żoną, a wtedy narzeczoną, podczas pobytu w Bieszczadach.
Bukovske Vrchy © Petroslavrz


Bukovske Vrchy - ich najwyższy szczyt Kremenec 1221m / oraz żona Petroslava :) © Petroslavrz