Info

avatar Ten blog prowadzi Piotr
z Rzeszowa.
Z bikestats.pl przejechałem 39927.69 kilometrów w tym 4703.37 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.97 km/h.
Więcej o mnie.


button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Galeria zdjęć

(kolejność losowa)
Dla bardziej zainteresowanych geografią naszego kraju:
reBike.pl
Rzeszów, ul. Bożnicza 6


button stats bikestats.pl
Zaprzyjaźniony serwis rowerowy
Polecam :)

Gminy przemierzone na rowerze (w naszym kraju)


Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:491.20 km (w terenie 24.00 km; 4.89%)
Czas w ruchu:10:30
Średnia prędkość:14.69 km/h
Suma podjazdów:5650 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:81.87 km i 2h 37m
Więcej statystyk

Zaległości kwiecień

Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 0



  • DST 97.00km
  • Podjazdy 4100m
  • Aktywność Bieganie

Ultramaraton NIEPOKORNY MNICH - czyli biegowy debiut na dystansie (prawie) 100 km...

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 3

Ultramaraton Niepokorny Mnich.
26. IV. 2014 Szczawnica.

Ponad 95 km po Beskidzie Sądeckim i Pieninach polskich i słowackich. Przewyższenia ok. + 4100 m, – 4100 m. Dokładny dystans jak to w górach ciężko ustalić...

Dopiero po tych zawodach poczułem / poznałem czym jest ultra-bieganie... Wcześniej tylko wydawało mi się, że mam o tym pojęcie.

Gdy tworze ten wpis od tego ultramaratonu minął niemal miesiąc, a do dziś nie zdążyłem do końca po nim wydobrzeć. Trochę sam jestem sobie winien gdyż nie pozwoliłem sobie odpocząć, trenowałem, zmęczenie kumulowało się, w efekcie koszmarnie się przetrenowałem. Ale odbiegam tu od tematu, może poruszę to w kolejnych wpisach. Wróćmy do opisywanych zawodów.

Początkowo szło nieźle pomimo kilku upadków, choć tradycyjnie rozpocząłem zbyt agresywnie. Prawie połowę trasy biegłem w pierwszej 10-tce. Podczas szaleńczego zbiegu do Rytra (26km) przez moment byłem piąty czy szósty, niestety zaliczyłem tu uślizg na mokrym drewnianym mostku przez potok Wielkiej Roztoki i broniąc się przed upadkiem najwyraźniej wyrządziłem prawej nodze coś złego. Mimo to noga była w miarę sprawna. Miałem jeden większy kryzys związany z brakiem wody w bukłaku przed samym przepakiem (Przełęcz Obidza), przez co droga do przepaku strasznie mi się ciągnęła...

Na nim straciłem również sporo czasu - na obmycie i dezynfekcję ran i ogólne ogarnięcie się. Wcześniej podczas zawodów zaliczyłem kilka upadków na zbiegach. A kto przez prawie 100km na błocie nie zaliczył? Nie wiem, leżał chyba każdy.

Z tych kliku upadków odczułem trzy poważniejsze - wszystkie na lewą nogę (2 razy rozdzierałem kolano, raz udo). Miałem też rozcięty do kości najmniejszy palec prawej ręki.
Mimo wszystko na 63 km wybiegałem z punktu pomiarowo/odżywczego na 15 pozycji. Niestety nadwyrężona wcześniej noga po 50km od opisanego już zajścia ostatecznie odmówiła posłuszeństwa (podczas zbiegu ze szczytu Veternego Vrchu).


[poniższy tekst będzie się tu nieco dublował gdyż wkleję tu fragment napisany wcześniej, którego nie chce mi się redagować]

Prawą nogę naciągnąłem broniąc się przed upadkiem, gdy podjechała mi na mokrym drewnianym mostku - podczas zbiegu z Przehyby do Rytra. Był to początek zawodów (21km) biegłem wówczas szósty. Przypuszczam, iż właśnie ten incydent odezwał się później... Na około 72km podczas podchodzenia na Veterny Vrch zacząłem odczuwać duży dyskomfort, zwolniłem, na zbiegu z Veternego każdy krok bolał, jednak próbowałem przerzucić ciężar ciała na drugą nogę i starałem się biegnąć by szybciej dotrzeć do punktu kontrolnego - Lesnicke Sedlo (78km). Do samego punktu, od miejscowości Velky Lipnik 1,5 km, byłem już w stanie tylko iść. Tam postanowiłem, że będę szedł... początkowo mocnym tempem, jednak gdy przyszło zejść czerwonym szlakiem, po błocie, ledwo kuśtykałem. Jeden z mijających mnie zawodników, zatrzymał się, podarował tabletkę Ketonalu, musiało więc wyglądać to poważnie.
Przed kontuzją biegłem w okolicach 15-17 miejsca (co jakiś czas tasowaliśmy się z chłopakami). Po tym jak ostatnie 18 km było dla mnie walką o to by w ogóle zmusić nogę do stawiania kroku... spadłem na 49. miejsce. Marcin Olek z Siedlec, z którym najczęściej spotykałem się na trasie, i z którym praktycznie wspólnie biegliśmy od początku przejścia zawodów na słowacką stronę ukończył 14-sty. Teraz zastanawiam się czy był to chwilowy uraz czy coś z czym przyjdzie mi obcować dłużej. Póki co chodzenie nadal boli. Ciężko ignorować ból, boli pachwina lub jakieś okoliczne ścięgno.


Ostatnie 20 kilometrów z trudem przeszedłem. Z czego połowę na silnym środku przeciwbólowym, za który dziękuję jednemu z uczestników biegu.

Na ostatnim punkcie kontrolnym (79km) postanowiłem nie wycofywać się z biegu (gdyż w stosunku do limitu czasowego biegu i tak miałem ogromną przewagę ( - jak powiedział jeden z kibiców: Panie, do 20-stej godziny do Szczawnicy to się nawet doczołgasz [było kilka minut po 15-stej]). Dziś uważam, że był to błąd gdyż trasa biegła tam trudnym technicznie grzbietem Pienin, z którego jeszcze trudniej było później zejść, to znaczy ześlizgać się po błocie w dół do Cervenego Klastoru. Tam właśnie zlitowało się nade mną kilku uczestników pomagając mi nieco i ratując Ketonalem Duo. Ostatecznie debiutancki bieg na tak długim dystansie ukończyłem w czasie 14 godzin 33 minut na 49. pozycji.

Biorąc pod uwagę, że zapowiadałem walkę z najlepszymi - nie wyszło najlepiej.
Skądinąd patrząc, była to bezcenna lekcja i doświadczenie, ponieważ od strony taktyki i strategii tak długiego biegania popełniłem chyba wszystkie możliwe błędy i na kolejnej takiej trasie będę się ich wystrzegał, wiedząc jak fatalne jest to w skutkach (złe rozłożenie sił, rwane tempo, zbytnia ambicja na podbiegach, kaskaderskie fruwanie na zbiegach, niedostateczna ilość żeli energetycznych, nie uzupełnianie zapasów wody i prowiantu na punktach odżywczych - skutkujące odwodnieniem i spadkiem sił - brak jedzenia i wody w bukłaku to chyba najokrutniejsze czego doświadczyłem, gorsze nawet od kontuzji).
Najgorsze jest to, że przed biegiem na treningu dwaj bardziej doświadczeni i utytułowani rzeszowscy ultramaratończycy udzielili mi wielu cennych rad, które w momencie startu... totalnie zignorowałem. Mówili między innymi „Wolniej zaczniesz, szybciej skończysz” oraz że musisz jeść, że najważniejsze jest jedzenie podczas biegu. Na szczęście teraz już "mądr Piotr po szkodzie".

PS. Na swoją obronę mam to, że na bieg startujący w sobotę o 4:00 rano przyjechałem samochodem w piątek ok. 21 po 8 godzinach pracy i ponad 3 za kółkiem, oraz fakt, iż w tę noc przed biegiem nie przespałem nawet minuty. Nie potrafiłem zasnąć choć usilnie chciałem i wiedziałem, że muszę, może przez emocje, może przez fakt spania w śpiworze na podłodze szkolnej sali gimnastycznej gdzie ciągle ktoś łaził, tłukł się, chrapał. Na przyszłość - NIGDY NIE LEKCEWAŻ NIEPOKORNEGO MNICHA.

Przebieg trasy świetny, organizatorzy się spisali po tym względem na medal. 



  • DST 43.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 6:58km/h
  • Podjazdy 800m
  • Aktywność Bieganie

Biegowy kross terenowy (Dębica-Będziemyśl)

Piątek, 11 kwietnia 2014 · dodano: 13.06.2014 | Komentarze 3

Takie tam turystyka i rekreacja.





  • DST 21.10km
  • Czas 01:22
  • VAVG 3:53km/h
  • Aktywność Bieganie

VII Półmaraton Rzeszowski - debiut bardzo udany, lecz mogło być lepiej...

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 22.04.2014 | Komentarze 4

VII Półmaraton Rzeszowski.
OPEN 26/841 (
Kat. Najlepszy Rzeszowianin - II miejsce.

Jestem zadowolony. Jak na debiut na tym dystansie nieźle :) Do złamania 1:20 (na tyle ostrzyłem sobie przed startem kły) zabrakło odrobiny pokory w początkowej części. Przypłaciłem kolką na ok. 10-11 km. Kryzys pokonałem, ale właśnie o te kilkadziesiąt sekund się rozchodziło... i związany z nią dyskomfort w środkowej części biegu.

Zaczynając od początku. Były to zawody w których tak naprawdę nie chciałem startować. Potrzebowałem jednak przetestować się po przetrenowanej zimie. Zobaczyć jak postępy i w gdzie obecnie jestem z formą.

Co dokładnie myślałem kilka dni przed startem:Straciłem przez ten półmaraton piękny wiosenny weekend (tydzień przed tą połówką miałem 3 dni wolnego, strasznie chciałem wybrać się w góry pobiegać, lub na rower (zwłaszcza, że znajomi zapraszali), jednak przed takim testem trzeba było nieco się zregenerować). Półmaraton strasznie mnie wstrzymuje, ogranicza i tak już ograniczoną wolność i czas wolny. Do tego stopnia, że czuję jakbym biegł za karę. Tyle, że przecież sam się zapisałem i chciałem/chce zadebiutować w zawodach na takim dystansie. Biegi uliczne to nie moja bajka. Chcę gór, błota, terenu, przyrody. Odreagować gdzieś z dala od cywlizacji. Zamiast tego będę miał oklepane ulice, jedynie nieco szybciej niż zwykle goniąc po nich za cyferkami, durnymi cyferkami na mecie. Jestem zły i nie powiem co mnie trafia... lecz może to i dobrze... w niedzielę wraz z sygnałem startu, uderzę z całą swoją złością, przekuję ją w dodatkowe siły.

Wspomniana złość oczywiście w niczym nie pomogła. Koledzy z zespołu wskazywali mi na starcie doświadczonego, dobrego pacemakera, który biegł właśnie na wynik 1:20. Ja jednak jak na żółtodzioba przystało wystrzeliłem początkowo do przodu
Pierwszy kilometr był najszybszym z całości przebiegniętego dystansu (prawie 30 sekund szybszy niż przedstartowa rozpiska). Wszelkie przedstartowe założenia czyli taktyka NEGATIVE SPLIT i powolne rozpędzanie się... poszły się... poszły sobie gdzieś :)
Mimo lekkiej kolki w połowie dystansu i odwrotnej taktyki (zwalniałem zamiast się rozpędzać) wciąż pozostawałem bardzo wysoko do około 16 km. W pewnym momencie wyprzedził mnie Józef Kubik - legenda biegania w naszych stronach, (kiedyś był kolarzem bodaj nawet zawodowym), pomyślałem sobie - cholera co ja tu robię? Jakim cudem przebiegłem tyle przed Józiem!? Jednak postanowiłem ostro siedzieć mu na plecach. Jak widać na zdjęciu nawet się cieszyłem i potrafiłem uśmiechać...

Niestety wtedy przyszło mi zapłacić za błędy, za zbytni optymizm. Przyszedł po mnie gościu znany kolarskim środowisku jako Człowiek z Młotem. [schowany jest za zakrętem (nie wiesz za którym) i czeka na Ciebie. Kiedy masz dziarskie nogi, wali Cię swoim wielkim, starym młotem w kark zmieniając Cię we wrak.] Po prostu odcina prąd. Wydawało mi się, że okropnie zwalniam, nagle kolejni zawodnicy którzy rozpoczęli rozsądniej zaczęli mnie wyprzedzać. Wyprzedził mnie wskazywany na starcie pacemaker. Wiedziałem, że muszę za nim gonić, jednak nogi nijak nie chciały przyśpieszyć. Modliłem się o by już to ukończyć, o koniec tej mordęgi, marzyłem by przenieść się w czasie na metę. Przegrywałem zawody w głowie. Dziś wiem, że chodziło o mentalność, która nie pozwalała mi wówczas wyjść poza strefę komfortu. Męczyłem się biegiem, kusiło nawet by się zatrzymać. Tak było do około 700 metrów przed metą. Spotkałem tu kibicujących w okolicy Mostu Zamkowego znajomych oraz żonę, którzy krzyczeli na mnie, choć nie do końca pojmowałem co. Z całości usłyszałem: Jedziesz!!!
Totalnie się przełamałem, porzuciłem strefę komfortu, zarzuciłem mordercze tempo, napieprzałem ile fabryka dała, starając się odzyskać stracone pozycje, wyłączyłem myślenie. Byłem czystą mocą :) Na metę wpadłem rycząć. Udało się. Teraz dla odmiany żałowałem, że trasa nie ciągnęła się dalej.
Żona zaraz poinformowała mnie, że mimo gorszego niż zakładałem wyniku, wykonałem inne przedstartowe założenie i zdobyłem 2 miejsce wśród rzeszowskich biegaczy. (Pierwsze było pewne jeszcze przed startem - zajął je Michał Gąsiorski z czasem 1:08:40, będący na podium OPEN, 3-miejsce, przegrywając jedynie z dwoma cudzoziemcami). Swojego konkurenta Grzegorza Złotka wyprzedziłem o 1 sekundę, na ostatnich metrach, kilkoma ostatnimi krokami, nie będąc tego świadomym. Inna sprawa, że na finiszu niczego nie byłem świadomy :P Widziałem jedynie migawki, mignęło mi, że doganiam zieloną koszulkę, zieloną koszulkę, która wcześniej była daleko (100-200 metrów) z przodu (akurat należała ona Grzegorza).
Grzesiek jest doświadczonym maratończykiem, wzorem i inspiracją dla wielu z nas, którego wyniki i czasy jeszcze do niedawna wydawały mi się kosmicznymi. Zastanawiam się czy gdybym rozpoznał go wtedy na trasie, to miałbym czelność odebrać mu to miejsce. Przyznam, że nieco źle się z tym czułem. Ale cóż, sport to sport... to walka i rywalizacja. Jednak jeśli Grzesiek jakimś przypadkiem by to czytał, to chciałbym przeprosić, bardziej zasłużyłeś na miano drugiego w naszym mieście. Przepraszam, również za to, że po biegu nie za bardzo odpowiadałem na to co do mnie mówiłeś, ale szumiało mi w uszach, nie do końca kontaktowałem, poza tym syn plątał mi się pod nogami i musiałem pilnować go i uważać co robi.


Co do samego półmaratonu, będącego testem formy, cóż nie do końca się przetestowałem, to znaczy nie zrobiłem tego tak jakbym chciał, nie tak jak należało to zrobić. Sądząc po końcówce, gdybym lepiej rozłożył siły mogłem złamać nie tylko 1:20h, myślę, że 1:18 było w zasięgu. Póki co na taki wynik muszę jednak poczekać i zasłużyć mądrością i pokorą podczas biegu.


Wiosenne pagórki :)

Piątek, 4 kwietnia 2014 · dodano: 09.04.2014 | Komentarze 0

Rzeszów > Tyczyn > Hermanowa > polne drogi > Straszydle > polne drogi > Lecka ? > las > Blizianka > Sołonka > Lubenia > Babica > Grochowiczna > Mogielnica > Niechobrz > Zgłobień > Racławówka > Lisia Góra > Rzeszów

http://www.bikemap.net/en/route/2541403


Po Rzeszowie

Wtorek, 1 kwietnia 2014 · dodano: 09.04.2014 | Komentarze 0

Do Urzędu Miasta, przy okazji pokręciłem nad Wisłokiem.