Info

avatar Ten blog prowadzi Piotr
z Rzeszowa.
Z bikestats.pl przejechałem 39927.69 kilometrów w tym 4703.37 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.97 km/h.
Więcej o mnie.


button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Galeria zdjęć

(kolejność losowa)
Dla bardziej zainteresowanych geografią naszego kraju:
reBike.pl
Rzeszów, ul. Bożnicza 6


button stats bikestats.pl
Zaprzyjaźniony serwis rowerowy
Polecam :)

Gminy przemierzone na rowerze (w naszym kraju)


Wpisy archiwalne w kategorii

~ Okolice Rzeszowa

Dystans całkowity:11005.84 km (w terenie 1472.85 km; 13.38%)
Czas w ruchu:445:04
Średnia prędkość:19.69 km/h
Maksymalna prędkość:76.70 km/h
Suma podjazdów:31309 m
Suma kalorii:66415 kcal
Liczba aktywności:220
Średnio na aktywność:50.03 km i 2h 36m
Więcej statystyk

Pierwsza setka 2014 :) Lepiej późno niż wcale...

Sobota, 14 czerwca 2014 · dodano: 14.06.2014 | Komentarze 3

W REBIKE.PL Paweł podreperował i przywrócił mój wysłużony rower do przyzwoitego stanu. W ramach testu postanowiłem przejechać 100 km. Pierwszy raz od listopada. Ostatnio podczas biegania ultramaratonów łapały mnie kryzysy więc by przyzwyczaić do nich organizm pojechałem na czczo, bez śniadania, z samego rana po zaledwie 4 godzinach snu (oglądałem do pózna mecz). Początkowo mocne tempo by wyczerpać glikogen i przejechać początek na wyższym tętnie... Muszę nauczyć się efektywniej wykorzystywać energię z tłuszczy. Zapasy organizm ma ponoć do 90 000-100 000 kcal więc wręcz nieograniczone. Co do trasy opis pozniej. Przyjechalem do Rzeszowa zbyt wczesnie brakowalo mi 13km, poczatkowo chcialem dobić do setki jeżdżąc nad Wisłokiem, ale ostatecznie dorzucilem kilka okolicznych górek.
WPIS dodaje z komórki i nie mogę wstawić ramki więc tymczasowo wkleje.


Rowerowanie po UP

Niedziela, 8 czerwca 2014 · dodano: 13.06.2014 | Komentarze 0

Po Ultramaratonie przesiadłem się na rower, biegałem malutko. Trzeba było ruszyć limfą i oczyścić organizm z syfu oraz dać odpocząć stawom i więzadłom. Dystans zsumowałem do dnia 8.06. - były to krótkie trasy, nic ciekawego.
Często robiłem zakładki, to znaczy biegałem sobie kilka km, a później wsiadałem na rower. Do tego pływanie na ołpen łater - czytaj żwirownia. Roweru gdy byłem w wodzie nie buchnęli, choć zapięcie mam kiepskie, dobrze, że mój brudny i zniszczony rower wygląda jak wygląda :)


  • DST 92.00km
  • Czas 10:42
  • VAVG 6:58km/h
  • Aktywność Bieganie

Ultramaraton Podkarpacki

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 12.06.2014 | Komentarze 3

Nadeszła godzina zero, a ściślej 4:24 czyli wschód słońca w dniu 31.05.2014. ULTRAMARATON PODKARPACKI WYSTARTOWAŁ.

Czekałem na to od dawna... jednak w tych ostatnich dniach przed wcale nie było mi śpieszno, za dużo spraw na głowie, poród syna, niedoleczone kontuzje, zmęczenie, uczucie ciężkości na treningach (teraz gdy zastanowiłem się na spokojnie być może wpływ na moją dyspozycję od około miesiąca miało pylenie traw, jestem alergikiem, podczas jazdy rowerem jakoś specjalnie alergia mi nie przeszkadzało, ale też raczej nie zwracałem na to nigdy uwagi, gdyż podczas rowerowych wojaży pojęcia takie jak prędkość, tempo czy sekundy na kilometr nie miały znaczenia, w rywalizacji sportowej mają) wszystko to, jak również jeszcze kilka niewymienionych pozycji, sprawiło, że jakaś cząstka mnie po cichu liczyła na to, że być może tych 116 km mnie ominie.
To znaczy chciałem startować, ale chciałem by było miło i przyjemnie, a takiej opcji nie mogło być, nie gdy ma się zamiar po raz pierwszy w życiu biegać 100km. Tymbardziej podczas zawodów...

Jak wyglądało to w momencie startu? Cieszyłem się. W końcu biegniemy. Nauczony doświadczeniem nie uciekłem gdzieś do przodu, biegłem spokojnie, bardzo spokojnie, w tempie które wydawało się racjonalne. Jednak po kilku km znużyło mnie to, lekko przyśpieszyłem. Na ulicy Słocińskiej dobiegłem do Roberta Koraba z Rzeszowa i Roberta Preisnera z Przemyskiego Klubu Biegacza, zapaliła mi się lampka ostrzegawcza (przecież oni biegną na dystansie 70km) - zajęli tam 5 i 6 miejsce. Zwolniłem więc, wiedziałem, że nie wolno mi ich wyprzedzić, że raczej powinienem zwolnić, ale postanowiłem trzymać się za ich plecami. Las Słociński, górki, podbiegi, błotko, teren, jakoś łatwo, zbyt łatwo, co oni wszyscy tacy wolni? Na zbiegu z Rocha do Matysówki dowiedziałem się, że jestem 2-gi lub 3-ci na swoim dystansie... Rzeczywiście mijałem tylko ludzi z niebieskimi numerami startowymi, czerwonych nie było. Postanowiłem więc lekko "się obijać", oszczędzać siły. W końcu wciąż czeka prawie 100km do pokonania. Na podbiegach chodziłem, na zbiegach lekko przebierałem nogami, nie goniłem. 

Biegło się przyjemnie, w Tyczynie potwierdziły się informację, jestem 3. z przodu jedynie Maciej Więcek (z kosmiczną przewagą) oraz nasz niezniszczalny legendarny Józiu Kubik z Ropczyc.
Punkt odżywczy, bufet, wypijam kilka kubków izotonika, popijam wodą, jem dużo, wszystkiego po trochu, ładuje orzechów, ciastek, pierników, herbatników i czekolady do kieszeni. W obie ręce banan i jedziem dalej. Resztę trzeba połknąć w biegu, szkoda tracić czas na bufetach.

Od Tyczyna do Zarzecza biegnie się sielankowo, piękne tereny, lasy, Przylasek, kapliczka studzianka, przysiółek Okop, wzgórza nad Lubienią, wąwozy, przedzieranie przez łąki, gdzie miejscami trawy wyższe są od nas, kamieniołomy w Siedliskach, drewniany most przez Wisłok, byłoby jeszcze lepiej gdybym tych terenów nie znał na pamięć.

Dużą część biegnę tu z Tomaszem Kulińskim - najlepszym Polakiem w ubiegłorocznym Spartathlonie (16. miejsce) czyli biegu z Aten do Sparty, na dystansie 246 km, rozgrywanym od 1983 roku, wielokrotnym medalistą mistrzostw Polski w biegach 12 i 24-godzinnych, zwycięzcą Transjury 2013 (ponad 160km) i wielu wielu innych ultra-zawodów. Miły człowiek, skromny, pomaga mi, podpowiada, opowiada, gawędzimy sobie, czas leci, po kilku kilometrach wiemy o sobie prawie wszystko. Tyle, że... Tomek ma na koncie ponad 100 maratonów i kilkadziesiąt ultramaratonów, ja startowałem raptem w 1 maratonie, niecały miesiąc temu, i jednym górskim ultramaratonie na dystansie 97 km miesiąc wstecz i Ultramaratonie Bieszczadzkim w poprzednim sezonie, lecz tam było "zaledwie" 50km. Dysproporcje między nami są okrutne, Tomek uświadamia mnie, opowiada o swoich kontuzjach, przestrzega. Jego słowa w późniejszej części zawodów pomogą mi w podjęciu trudnej decyzji. Co do Tomasza - on biegnie sobie te 116 km na luzie, treningowo, ot takie wybieganie :P  [Zawody kończy na podium - 3 miejsce]. Pochodzi ze Śląska, ma tu rodzinę, robi sobie wycieczkę krajoznawczą, nie chce się zbytnio zmęczyć, zapewne gdyby chciał mógłby wygrać... 

W Zarzeczu kolejny bufet, napełnienie bukłaku jak pit-stop w formule 1, kilka sekund i gotowe, właściwie po nic nie muszę sięgać, wszystko dostajemy do ręki - a bardziej kolokwialnie "pod ryj" :) Dużo znajomych, wszyscy przybijają piątki, pomagają, ogólnie wolontariusze na wszystkich punktach świetni, brawa dla nich, brawa dla organizatorów.
 
Kolejny bufet w Zgłobniu zaledwie 13 czy 14 km dalej. Biegnę jak w transie, mija to bardzo szybko, Grochowiczna, żółty szlak przez las, kamieniołom w Niechobrzu, Krzyż Milenijny, pomiar czasu przy kapliczce między Niechobrzem, a Zgłobniem. Tu rozdzielają się trasy 116 i 70 km. Jestem piąty :) Fajnie, miło, spokojnie wcinam drożdżówkę, jakąś kromkę, piję energetyka, doganiają mnie zawodnicy z czerwonymi numerami startowymi więc muszę uciekać... Wtedy pojawiają się pierwsze wątpliwości... Dopada mnie świadomość, iż nie jestem nawet na półmetku, a do mety wciąż sporo ponad 60 km. Zazdroszczę ludziom biegnącym rowerowym czerwonym szlakiem pieszym gminy Boguchwała w stronę Racławówki. Zostało im 16 czy 17 km, dałbym wiele by się zamienić.

Obok kościoła w Zgłobniu zwalniam. Ktoś mnie dogania... Dłuższą chwilę, bo cały podbieg ku wzgórzom z przekaźnikami, nad Będziemyślem i Dąbrową, biegnę z Patrycją Bereznowską, mistrzynią Polski wśród kobiet w biegu 24 godzinnym - wynik bagatela 205 km. Późniejszą zwyciężczynią UP wśród kobiet, zajmując 4 miejsce OPEN - przegrała jedynie z trzema mężczyznami z podium.
 
Po tym podbiegu czułem się coraz gorzej. Niepotrzebnie biegłem tyle z Patrycją, niepotrzebnie gdzieś włączył mi się tryb szowinistyczny szeptający, że skoro taka mała kobitka może... To ja nie mogę?
Na zbiegu do Trzciany było z górki, powinno być więc łatwiej, jednak nie było było coraz ciężej. Nie czułem się zmęczony kondycyjnie, nogi chciały przyśpieszyć. Stopy bolały lecz to normalność na ultramaratonie. Choć niepokojące było, że to wszystko zaczyna się na tak wczesnym etapie trasy. Przecież biegłem tu w marcu (http://petroslavrz.bikestats.pl/1119248,Rekonesans-trasy-Ultramaratonu-Podkarpackiego-Calosc-czesci-poludniowej-podgorskiej.html) mając tyleż samo przebiegu za sobą, biegłem wówczas z lekkością i poczuciem, że mógłbym drugie tyle trasy przeskoczyć na 1 nodze. Teraz było inaczej...
Jeszcze przed Trzcianą minęli mnie dwaj biegacze. Później dogoniła grupka z Grześkiem Surowcem na czele, moim kolegą z Rzeszowa. Na kilka dni przed zawodami rozmawialiśmy o strategii, miałem biegnąć za Grzegorzem, trzymać się go bowiem jest bardziej doświadczony. Zrobiłem jak zrobiłem. Teraz było to już nieważne. Przed torami w Trzcianie grupka uciekła mi, a raczej to ja zostawiłem ich i zacząłem iść. Maszerowałem szybko, grupkę dogoniłem na bufecie zlokalizowanym przy stawach hodowlanych w Trzcianie (69km). Przejście na tryb chodzenia nie pomogło, nie odpocząłem, próbowałem truchtać, przeplatałem to z forsownym marszem, ale bez poprawy. Przy przejściu mostem nad autostradą A4 wiedziałem już, że nie ma szans bym ukończył to na przyzwoitym miejscu. Na metę, jeśli już, to w większości dojdę, limit czasu był, aż do 1 w nocy. Lecz ja nie miałem ochoty tracić tyle czasu. W domu miałem noworodka i czekającą żonę. Miałem ukończyć to szybko i szybko wrócić do nich do domu. Tęskniło mi się. Pojawiły się wątpliwości natury moralnej. Co ja tu robię? Biegam przez lasy zamiast zajmować się rodziną. Idąc zadzwoniłem do domu z pytaniem czy ewentualnie ktoś mógłby po mnie przyjechać. Gdy doszedłem do drogi Bratkowice-Czarna Sędziszowska położyłem się, wyłożyłem nogi na szlaban przy drodze leśnej i stwierdziłem, że nie biegnę dalej. Wykręciłem na telefonie numer... i zobaczyłem nad sobą znajomą twarz. Maciej Chlebiński, brat mojej koleżanki, pomógł mi się podnieść, zachęcił. Razem z nim biegł inny zawodnik, powstałem, wprawiłem nogi w ruch, znów biegłem, wiedziałem, że muszę się ich trzymać, inaczej tu zostanę. Trwało to z 7 czy 8 km. Wtedy naprawdę nogi przestały działać, stawy skokowe nie zginały się, nie mogłem się wybijać, moje zawieszenie totalnie nie działało. Szedłem w tempie emeryta-rencisty, ale myślę jeśli zrezygnuję to jeszcze nie teraz, do Głogowa dojdę, przynajmniej pojem sobie na ostatnim dla mnie bufecie :) Tam zobaczymy co dalej. Mój stan się pogarszał. Dotarłem. Wypiłem Colę, kofeina i cukier odrobinę mnie ożywiły, jednak do mety z Głogowa zostało około 25 km. W takim tempie będę szedł z 3 jeśli nie 4 godziny. Wysiłek heroiczny, wart medalu, tylko czy aby mądry? Czy medal czekający na mecie będzie tego warty? Regeneracja po takim czymś będzie ciężka, doświadczyłem tego na Niepokornym Mnichu gdy ostatnie 20km przeszedłem, tam z powodu ewidentnej kontuzji. Tu niby było lepiej, wtedy bolał każdy krok i każda próba poruszenia lewą nogą. Limit do 1 w nocy, jest godzina 15, myślałem zastanawiałem się. Mogłem spokojnie nawet przespać się odpocząć i później ukończyć. Stwierdziłem, że to jednak bez sensu. Trasa nie zachęcała, płaska, znana na wylot, przez Rezerwat Bór w którym byłem z tysiąc razy, później okolice lotniska w Jasionce, najbliższe miastu wioski, ładnie poprowadzona, ale jako tako wiało mi tam nudą. Telefon do organizatorów: wycofuję się, Piotr Kobylarz, numer 203. Wojtek dyrektor zawodów był w lekkim szoku, zna mnie, miałem walczyć o czołowe lokaty, nie przyjął od razu mojej rezygnacji, powiedział bym zadzwonił za 30 minut, zastanowił się, a do tego czasu robił co chcę. Poszedłem więc po jedzenie z bufetu ;) Kolejna Coca-Cola, ciastka, dziewczyny nawet zrobiły mi kromkę. Przybiegali znajomi, zachęcali, dodawali sił.
Jednak ja tylko potwierdzałem się w przekonaniu, że wiem co robię, że decyzja o wycofaniu się będzie ostateczna. Nie będę ryzykował. Poddam się. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść... pokonanym... lecz całym. Czasem trzeba przegrać, by wygrać.

Nie miałem ochoty iść tyle w bólu i jeszcze bardziej się sponiewierać lub trwale uszkodzić/okaleczyć. Czy chodzi o początkowe tempo biegu? Czy za bardzo pocisnąłem, nie wiem, chyba nie, naprawdę próbowałem się pilnować i hamować zapędy. Raczej o brak doświadczenia. Swoje trzeba wybiegać by mieć szansę w takich bataliach. Tomasz Kuliński próbował mi to uświadomić, przypomniałem sobie jego słowa. Tu nie chodzi o tempo, o szybkość, bowiem jestem szybki, to tempo było dla mnie być może nawet zbyt wolne, chodzi o liczbę stawianych, w czasie tak długiego biegu, kroków i towarzyszącym im przeciążeń których na dzień dzisiejszy moje stawy, ścięgna i więzadła nie są w stanie przetrawić. Mój organizm ma zbyt mało przebiegniętych kilometrów na liczniku. Moja technika biegu, a raczej jej brak w przypadku takich biegów kuleje.
Wzorce ruchowe mam lekko zaburzone, występują jakieś asymetrie itp itd. Pracuje innymi mięśniami niż powinienem, uruchamiam je w złej kolejności. Stąd pewnie przeciążenia na ultramaratonie.Tak to jest gdy przez wiele lat ktoś częściej poruszałem się na rowerze niż na własnych nogach. Zresztą większość z zapalonych bikestatsowiczów też pewnie ma takie mniejsze czy większe zaburzenia funkcjonalne narządu ruchu, małe odchylenia postawy, tyle, że nie są one szczególnie istotne w codziennym życiu. Wychodzą na wierzch w skrajnych sytuacjach. 
Wziąłem również chyba za mało amortyzowane buty, trasa była twarda, dużo asfaltu, dużo kamienistych szutrów. No i ta nieszczęsna Szczawnica miesiąc wcześniej, która tak mnie sponiewierała, to chyba główny czynnik, gdyby nie ona nie byłoby wszystkich złych rzeczy które spotykały mnie po niej.
Takie już jest ultrabieganie, trzeba się go nauczyć. Niestety nie zostaje się ultramaratończykiem z dnia na dzień. To tak nie działa, nie ma drogi na skróty. To ciągła improwizacja i obserwacja siebie. Czasami błahe rzeczy jak metka z koszulki lub sznurówka, która wiele godzin uderza w to samo miejsce może spowodować zakończenie zawodów przed czasem.

Dobra koniec. W skrócie: wystartowałem, biegłem przez prawie 11 godzin, po 92 km zatrzymałem się w końcu i nie pobiegłem już dalej. Zaliczyłem pierwszy w życiu DNF.

Wiem co robić by być lepszym, trzeba wzmocnić słabe strony. Kolejne starcie z ultra jeśli wszystko pójdzie dobrze 18 lipca, podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich na trasie K-B-L (Kudowa Zdrój - Bardo - Lądek Zdrój, 110km).
W roku ubiegłym wygrał tam Błażej Łyjak - twórca bikestats :) http://blase.bikestats.pl/972513,KBL-Kudowa-Bardo-Ladek-106km.html Nasz Robert Korab z Rzeszowa był drugi. Nie wiem czy Błażej startuje w tym roku, ale pasuje podtrzymać tradycję, fajnie gdyby jakiś bajker z BS znów sprawił niespodziankę i wygrał ;)

Z Rzeszowa jedzie nas spora ekipa, widzę nawet możliwość zgarnięcia przez nas całego podium. Robert jest zawsze mocny, Tomek Komisarz wygrał Ultramaraton Podkarpacki na dystansie 70km. Na setkę, jeszcze nie startował. Największą niewiadomą jestem ja, jeśli nie przegram z samym sobą i zdążę się zregenerować spróbuję znowu powalczyć. Jeśli spadać, to z wysokiego konia. K. Stoch cytował słowa swojego ojca "trzeba sto razy przegrać by raz wygrać" mam nadzieje, że w moim przypadku bardziej adekwatne będzie "do trzech razy sztuka" bo naprawdę nie mam zamiaru jechać na drugi koniec polski by przegrać...



  • DST 10.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 4:00km/h
  • Aktywność Bieganie

I Dycha Głogowska o Puchar Burmistrza Głogowa Małopolskiego

Sobota, 17 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 0

Przetrenowania ciąg dalszy, pomimo tego, że przez cały tydzień totalnie ograniczyłem bieganie. Regres formy, wręcz jej brak, zmęczenie jeszcze przed startem. Sam bieg nieprzyjemny, a w końcu było to ledwie 10 km! Czas powyżej 40 min (40:29). Za start w takim stanie i tak wolny bieg powinni mnie ukarać, nie dość, że nie ukarali to jeszcze dali puchar
Dobra dość narzekania. Świetna impreza, piękna pogoda, sielankowo rodzinnie spędzony czas, spotkaliśmy dużo znajomych, zebrała się fajna ekipa, miła atmosfera... i nawpierniczaliśmy się z Leonem słodyczy




Po pracy...

Środa, 14 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 0

Odciążanie ścięgien i mięśni - ciąg dalszy... Cóż powiedzieć coś dokucza od czasów ultramaratonu w Szczawnicy, byłem jednak zbyt uparty by przerwać treningi. Biegałem na pół gwizdka, to znaczy, o wiele wolniej niż powinienem, przy wysiłku który wkładałem, startowałem w zawodach. Należało odpuścić treningi biegowe o wiele wcześniej. Mam nadzieje, że rower okaże się uzdrowicielem, a jednocześnie nie pozwoli na spadek formy.



W strugach deszczu...

Wtorek, 13 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 0



Wiosenne pagórki :)

Piątek, 4 kwietnia 2014 · dodano: 09.04.2014 | Komentarze 0

Rzeszów > Tyczyn > Hermanowa > polne drogi > Straszydle > polne drogi > Lecka ? > las > Blizianka > Sołonka > Lubenia > Babica > Grochowiczna > Mogielnica > Niechobrz > Zgłobień > Racławówka > Lisia Góra > Rzeszów

http://www.bikemap.net/en/route/2541403


  • DST 67.24km
  • Czas 07:25
  • VAVG 6:37km/h
  • Aktywność Bieganie

Rekonesans trasy Ultramaratonu Podkarpackiego. Całość części południowej (podgórskiej)

Niedziela, 23 marca 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 2

Rekonesans trasy Ultramaratonu Podkarpackiego. Całość części południowej - wiodącej Podgórzem Rzeszowskim. Dalej trasa długa przebiega już po Kotlinie Sandomierskiej i stosunkowo płaskim terenie. Aż tyle tego dnia nie planowałem, jednak ekstra, że właśnie tak wyszło. Podziękowania dla całej grupy za wspólne bieganie.

Oficjalnie biegliśmy do Zarzecza, tam okazało się jednak, że kilka osób chce i biegnie dalej, więc i ja dołączyłem. Zaczęliśmy biec nieco szybciej niż wcześniej, ale wciąż spokojnie, w końcu to wycieczka biegowa. Po drodze część chłopaków odłączyła się w Niechobrzu ponieważ gdzieś tam mieli zaparkowany swój transport. Wojtek i Robert - najbardziej utytułowani rzeszowscy ultra-maratończycy - biegli dalej, aż do Trzciany. Ciekawy przebiegu trasy, z którą 31 maja przyjdzie mi się mierzyć, pobiegłem z nimi, zleciało nie wiem nawet kiedy w sumie prawie 70 km tego dnia. W grupie czas płynie inaczej. Chłopakom powiedziałem, że miałem dość, oni również, ale tak naprawdę zapewne w przypadku każdego z nas moglibyśmy tak biegać drugie tyle lub dłużej ;) Tyle, że treningowo takie coś nie ma dużego uzasadnienia. Pogoda dopisała, jedynie do wiatru można by się przyczepić, trochu duło...

Po drodzem, w okolicy wzgórz z przekaźnikami nad Dąbrową i Będziemyślem, spotkałem jadących rowerami w szczerym polu DominikaSebastianaJacka.

Poniżej zdjęcie (autor: Piotr Wyczawski) oraz relacja z oficjalnego profilu UP [https://www.facebook.com/ultrapodkarpacki?fref=ts]. 

Relacja z wycieczki biegowej po trasie Ultramaratonu Podkarpackiego 2014:

RZESZÓW RYNEK GŁÓWNY – ZARZECZE (39 KM)
To była ostatnia, piąta wycieczka biegowa po trasie zawodów, które odbędą się już za 2 miesiące. Pogoda okazała się łaskawa a na starcie – pomimo, że wiele osób wyjechało na zawody – pojawiło się 34 osoby. Spora, zmotywowana grupa.
Rozpoczęliśmy pod studnią. To tutaj, niedaleko zlokalizowany będzie start zawodów. Biegliśmy zwartą grupą do lasku koło Słociny, gdzie zapadła decyzja o podziale na grupy zaawansowaną i podstawową. Każda otrzymała przewodnika i ruszyliśmy (wprawdzie co jakiś czas się spotykaliśmy, ale tym razem nie było pokrzykiwania „wolniej” i każdy mógł dokonać wyboru, jakim tempem chce pobiec – było to związane z tym, że chcieliśmy dać Wam szansę wybrania najlepszego tempa na zawody).
Panowała super atmosfera ultrabiegu, świeciło słońce a widoczność pozwalała na zobaczenie całej panoramy miasta Rzeszowa (z Matysówki). Trasa na tym odcinku nie należy do najłatwiejszych. Pomimo licznych odcinków asfaltowych, trasa poprowadzona jest terenem pagórkowatym, który wymaga zmiennego tempa, dynamiki. Wiele osób poczuło trudy naszej dzisiejszej wycieczki biegowej, ale opinie, jakie zebraliśmy były pozytywne. Testowaliśmy również kilka modyfikacji na trasie, zbierając opinię co do preferencji. Cóż, ilu biegaczy, tyle opinii. Nas przede wszystkim martwi kwestia bezpieczeństwa i liczne odcinki asfaltowe. Ograniczamy je do minimum, ale – cóż – biegniemy wokół stolicy Podkarpacia, terenu zurbanizowanego i gęsto zaludnionego. Ale – staramy się
Dystans liczył ok. 39 km. Mamy nadzieję, że osoby, które były dzisiaj są zadowolone i wszyscy wrócili w zdrowiu do domu.
Bardzo Wam dziękujemy za nasze wspólne PIĘĆ WYCIECZEK BIEGOWYCH. Teraz – pozostaje Wam czekać spokojnie do zawodów, szlifować formę. Trasę już znacie – można wielokrotnie trenować na niej w grupach znajomych lub samemu.
A nas – czeka okres wytężonej pracy. Ostatnie dwa miesiące – ostatnia prosta…


Okolice Błażowej [Rower/Bieganie/Rower]

Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 0

Dystans to dojazd i powrót z treningu biegowego wplecionego w środek tej eskapady.

Okolice Błażowej - wschód słońca nad Pasmem Ostrej Góry.

Przeworsk rowerem :) Czyli w końcu coś pojeździłem...

Czwartek, 13 marca 2014 · dodano: 04.04.2014 | Komentarze 0

W końcu coś można nazwać prawdziwą jazdą na rowerze, pierwszy raz w tym roku, pierwszy raz od baaaaaaaaaaaaaardzo dawna.

Musiałem być rano w Przeworsku... z 13kg bagażem. Wybrałem rower :) Szkoda kasy na PKS czy PKP i zawracanie sobie głowy rozkładami jazdy. Oszczędność i trening przy okazji. Jechałem ostrożnie gdyż minął dłuższy czas od ostatniej takiej "dłuższej" przejażdżki. Mam nadzieję, że tą trasą otworzyłem sezon. Obserwowanie pięknego wschódu słońca z perspektywy siodełka, przypomniało mi wiele podobnych momentów, w tym najpiękniejsze wschody słońca które obserwowałem właśnie podczas wielogodzinnych wyryp rowerem po górach. Oby częściej, nawet kosztem biegania. Poza tym jedno z drugim się przecież nie pogryzie...