Info

avatar Ten blog prowadzi Piotr
z Rzeszowa.
Z bikestats.pl przejechałem 39927.69 kilometrów w tym 4703.37 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.97 km/h.
Więcej o mnie.


button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Galeria zdjęć

(kolejność losowa)
Dla bardziej zainteresowanych geografią naszego kraju:
reBike.pl
Rzeszów, ul. Bożnicza 6


button stats bikestats.pl
Zaprzyjaźniony serwis rowerowy
Polecam :)

Gminy przemierzone na rowerze (w naszym kraju)


Wpisy archiwalne w kategorii

[ponad 150km]

Dystans całkowity:6640.82 km (w terenie 768.22 km; 11.57%)
Czas w ruchu:229:45
Średnia prędkość:19.76 km/h
Maksymalna prędkość:76.30 km/h
Suma podjazdów:54469 m
Suma kalorii:74440 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:189.74 km i 9h 11m
Więcej statystyk

Powiew Rodzinnych Stron - Okolice Tarnowa

Piątek, 5 lipca 2013 · dodano: 26.02.2014 | Komentarze 0

Mościce > Las Buczyna > nad Dunajcem > Rezerwat Panieńska Góra + ruiny > Zamek Melsztyn > niebieski szlak pieszy > Zamek Dębno > niebieski szlak pieszy > Biadoliny PKP > duuużo asfaltu > rzeka Wisła > Pojawie (miejsce urodzin mojego śp. dziadka) > zielony szlak rowerowy > Borzęcin > niebieski szlak rowerowy > Dwudniaki > Lasy Radłowskie > czerwony szlak rowerowy > Mościce
Route 2,448,196 - powered by www.bikemap.net




Majowe Bieszczady #4: Pasmo Łopiennika i Durnej - Łopiennik 1069 m n.p.m. + wcześniejszy powrót do Rzeszowa

Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 01.06.2013 | Komentarze 4

Ekspedycja Łopiennik.
Z Baligrodu całym Pasmem Łopiennika i Durnej. Pasmo to wykończyło mnie fizycznie [droga w górę oraz grzbietem] i psychicznie podczas zjazdu (szlak czarny), podczas którego ciężko było zjeżdżać. Z klocków hamulcowych, o które się bałem, na szczęście coś zostało i nie musiałem ich wymieniać.
----------------------------------
W tym miejscu powinienem wyskrobać jakiś dokładniejszy opis szlaku niebieskiego i przeżyć z niego. Posłużę się jednak opisem sporządzonym przez Dominika, jednego z rzeszowskich rowerzystów, którzy byli tam w roku ubiegłym. Podaję tu link do jego relacji - Bieszczady- poziom hard, część któraś tam.
A to fragment o Pasmie Łopiennika: [...] jedziemy w stronę Bystrego. Tuż przed miejscowością skręcamy na szlak niebieski i robimy krótką przerwę. Widok na szlak nie napawa optymizmem- ściana płaczu na początek. W sumie to nie podchodziliśmy, lecz gramoliliśmy się- grunt uciekał spod nóg, a buty ślizgały się. Gdy pojawił się kawałek przejezdnej ścieżki, to pojawiały się powalone drzewa i badyle, które z trzaskiem łamały się między szprychami- ryzyko strat w sprzęcie było spore. Szlak wyglądał mnie więcej tak: podejście/ podjazd > kilkadziesiąt metrów jazdy > przejście prze leżące drzewo > zejście/ zjazd i tak w kółko. Po kilkudziesięciu kilometrach takiej "jazdy" byłem trochę już wkurzony. Jedziemy tak przez kolejne szczyty: Kropiwne (760), Berdo (890), Durna (979), aż docieramy na główny cel wyjazdu, czyli Łopiennik (1069). Jak się okazuje szczyt nie znajduje się na skraju lasu, lecz kilka metrów w głębi, ale i tam docieramy. Tym razem robimy dłuższy postój przed dalszym ciągiem, a czeka nas miła niespodzianka :) Zbieramy się i jedziemy- Konę do jazdy motywuje to, że pojechaliśmy bez niego. Krótki podjazd i normalnie szok- zjazd. Zjazd ? Nie, to było szaleństwo :D Ostro w dół, zakręty 90 stopni, nawrotki, kamienie, głazy, koleiny, drzewa, badyle i błoto. Na jednym zakręcie za późno zahamowałem i poleciałem prosto. Już OTB było blisko, jednak uratowałem się i przez krzaczory i gałęzie docieram na ścieżkę. Dalsza jazda, to igranie z losem- co kawałek gleba czyhała za zakrętem. Przez 3 km zjazdu non stop czułem swąd palonych klocków, a ciepło z tarczy ogrzewało mi twarz. Na jednym ze zjazdów do koleiny widzę, że ktoś leży- to Włochaty, dzięki temu ja sprowadzam i jestem cały :D Pod koniec zjazdu hamulce osłabły, jednak miały cały czas wystarczającą moc, by zatrzymać mnie w miejscu. Ten odcinek był idealny do testowania zawieszenia- Sid spisał się na medal. Docieramy do Dołżycy z uśmiechem na twarzach- na 3 km straciliśmy 500 m wysokości :O
----------------------------------
Dojeżdżam do Cisnej, gdzie zmęczone nogi odmawiają posłuszeństwa, ktoś spuścił ze mnie powietrze. Czekam prawie 2 godziny, w tym czasie jedząc i uzupełniając zapasy wody. Poprawa mała, po asfalcie i po płaskim mogę jeździć, bo to zawsze łatwe, ale nawet najmniejsze nachylenie i podjazd sprawiają problemy.

W Żubraczem mijam Masyw Hyrlatej (1103 m n.p.m.) na którą chciałem się wybrać. Sam widok i wybitność szczytu sprawia, że chęci te zanikają. Na myśl, iż nie ma tam żadnego szlaku, a ścieżek trzeba szukać samemu, błądząc w lesie i przedzierając się przez niego, wręcz mnie odrzuca.
Ochładzam się w górskim potoku, zastanawiam co robić...
Może Pasmo Graniczne? Nocować w Balnicy i wybrać się jutro na Rypi Wierch. Może lepiej z Nowego Łupkowa od miejsca gdzie skończyliśmy w ubiegłym roku jazdę po granicy z Koną i Pawłem (http://petroslavrz.bikestats.pl/758925,Dzien-2-Beskid-Niski-od-Przel-Dukielskiej-do-granicy-z-Bieszczadami-Przel-Lupkowskiej-Bieszczady-Przel-Zebrak-powrot-do-Rzeszowa.html) przez Wysoki Groń, później dotrzeć do Balnicy i tam na Ruskie Sedlo. Brzmi OK. Tylko czy do jutra siły wrócą? Pewności nie ma.
Nawet jeśli to i tak trzeba będzie po wszystkim wrócić do Rzeszowa... a wtedy może być to zabójcze. Podejmuję trudną decyzję. Ruszam w daleką podróż do domu. Bieszczady pa pa. Innym razem.

Potok Stężniczka © Petroslavrz

Baligród - kirkut © Petroslavrz

Skoro Baligród to T-34 musi się pojawić :) © Petroslavrz

Pomnik poległych wopistów między Baligrodem, a Bystrem © Petroslavrz

Początek niebieskiego szlaku przez Pasmo Łopiennika i Durnej... i od razu ostro w górę © Petroslavrz

Takie widoki były rozkoszą dla oczu, natomiast męczarnią dla nóg i opon © Petroslavrz

Kropiwne 747 m, pierwszy z ważniejszych szczytów już za mną © Petroslavrz

Pasmo Łopiennika: grzbietem © Petroslavrz

Berdo 890m © Petroslavrz

Bieszczady, Pasmo Łopiennika i Durnej, przed szczytem Durna 979 m n.p.m © Petroslavrz

Bieszczady, Pasmo Łopiennika i Durnej, Durna 979 m n.p.m © Petroslavrz

Między Durną, a Łopiennikiem pojawia się coraz więcej urokliwych górskich polan... To dobra odmiana po kilometrach gęstego lasu © Petroslavrz


Pasmo Łopiennika i Durnej... jedna z wielu skał © Petroslavrz

Całe pasmo obfituje w skalne wychodnie © Petroslavrz

Sąsiednia Korbania (894m) widziana z jednej z polan © Petroslavrz

Dawniej u podnóża Łopiennika znajdowało się kilka wsi które zniknęły po II Wojnie Światowej. W związku z tym obecnie Łopiennik i okolice zarastają, coraz mniej jest tu punktów widokowych. Według podań ludowych w zamierzchłych czasach ponoć można było dostrzec ze szczytu nawet ZAMEK LESKI. Dziś gdy na drzewach nie ma liści, np. zimą, z Durnej można dostrzec wody Jeziora Solińskiego.
Łopiennik 1069 m n.p.m. - słup i tablica na szczycie © Petroslavrz

Łopiennik - tablica W. Pola © Petroslavrz

Bieszczady - Pasmo Graniczne, Jasło, Rypi Wierch z Łopiennika © Petroslavrz

Ryczywół znajdująca się na nim wieża przekaźnikowa © Petroslavrz

Dołżyca - dolina Solinki i otaczające ją wzgórza (okolice Chaty "Pod Ryczy Wołem") © Petroslavrz

Cmentarz greckokatolicki Dołżyca © Petroslavrz

Solinka © Petroslavrz

Wąskotorówka bieszczadzka, fragment Pasma Łopiennika (Łopieninka) © Petroslavrz

Cisna - "Siekierezada" - najsłynniejszy lokal Bieszczadzach © Petroslavrz

Bieszczadzka Kolejka Leśna - stacja główna - Majdan © Petroslavrz

Kilka podjazdów i zjazdów w okolicach Smolnika i Łupkowa, gdzie dopada mnie największy kryzys. Widoki na Pasmo Wysokiego Dział i Masyw Hyrlatej © Petroslavrz

Komańcza - dolna murowana cerkiew greckokatolicka p.w. Opieki Najświętszej Marii Panny © Petroslavrz

Turzańsk - cmentarz i cerkiew św. Michała Archanioła © Petroslavrz

Rzepedź - dzwonnica i cerkiew św. Mikołaja © Petroslavrz

Powrót wielkrotnie przejeżdżaną trasą to męczarnia. Na szczęście był też nowy odcinek - skrót z Łodzinki do Ulucza gdzie jadę o zmierzchu.
Zachód słońca na Pogórzu Dynowskim. Być może cały ten wcześniejszy powrót był błędem... Skoro starczyło na niego sił, to pewnie i na kolejne Bieszczadzkie szlaki by się znalazły. Nieważne, teraz jest już za późno © Petroslavrz



Pogórze Dynowskie z widokami na Bieszczady / Izdebkiskie serpentyny, Wielki i Mały Dział nad Dydnią, Głęboka Góra, Pasmo Grabówki...

Sobota, 20 października 2012 · dodano: 27.10.2012 | Komentarze 5

Wyjechałem po 5. Powitał mnie chłód i ciemność nocy.
Za Błażową mój zaspany wzrok począł witać się z pierwszymi promieniami słońca. Na podjeździe do przysiółka Ujazdy w Kąkolówce, zorientowałem się, że w powietrzu zachodzi inwersja czyli, że na szczytach jest cieplej niż w dolinach. Na szczycie zostałem w samej koszulce, mimo że kilka kilometrów wcześniej na dole zamarzałem w dodatkowej kurtce i swetrze. Skoro tak to postanowiłem poczekać chwilę przy przekaźniku, przeznaczając czas na śniadanie i porządne nawodnienie organizmu i sprawdzić czy inwersja umożliwi jakieś dalsze obserwacje. Wraz z coraz jaśniejszym niebem podczas brzasku, pojawiły się pierwsze zarysy gór, najpierw wyższe partie Pogórza Przemyskiego, później Góry Słonne, a zaraz po nich Bieszczady :) Połoniny po lewej stronie, później cały grzbiet, aż do charakterystycznie wypiętrzonej Chryszczatej.
Straciłem nieco czas który mógłbym przeznaczyć na dalszą jazdę, ale przecież dla takich widoków się jeździ, a nie dla samej jazdy.
bo nowy dzień wstaje... © Petroslavrz

Bieszczady z okolic Rzeszowa... widoczne o brzasku, przed wschodem słońca (Połonina Wetlińska i Smerek) © Petroslavrz

Kąkolówka-Ujazdy - Pogórze skąpane w morzu porannych mgieł, z widocznością sięgnającą Bieszczadów. © Petroslavrz

Kąkolówka-Ujazdy - Pogórze skąpane w morzu porannych mgieł, z widocznością sięgnającą Bieszczadów. © Petroslavrz

Dalej miałem jechać inaczej, żółtym szlakiem nad Łubnem, lecz zjazd do Wesołej okazał się bardziej kuszący. Szybko okazało się to błędem bo przez wzgląd na zimno, nie dało się rozpędzić, drogę w dół przebyłem więc niemal w całości z ręką na hamulcu. U dołu jeszcze gorzej, szron na trawie i przymrozek, ubrałem się od nowa i zacząłem kierować ku Kalwarii Nozdrzeckiej na wzgórzu Chełm, jednak nie dotarłem tam ze względu na temperaturę i niedostosowanie do niej moich butów (zwyczajnie nie chciałem by odmroziło mi stopy). Swoją drogą wiem teraz skąd wzięła się nazwa miejscowości HŁUDNO - bo ze względu na swoje położenie, jest tam pierońsko chłodno.
Uciekłem najbliższym możliwą drogą na górę, serpentynkami do przekaźnika nad Izdebkami, do których później zjechałem. Tam słynnymi serpentynami w kierunku Brzozowa, jednak na górze odbiłem w lewo, szutrem i strzępami asfaltu przez Wielką Górę gdzie jechaliśmy kiedyś na Wroczeń.
Tu w końcu zaczęła się prawdziwa jazda, temperatura się unormowała więc bez obaw szybko skręciłem w teren. Polne drogi, mozaika pól i lasów pokrywająca wzgórza nad doliną rzeki San, poranne morza mgieł, piękne widok... odkryłem tu kilka naprawdę fajnych nowych odcinków, aż dziw bierze, że nie biegnie nimi żaden szlak rowerowy (szlaki są tam, lecz prowadzone po asfaltowych drogach). Ogólnie nie wiem co jeszcze napisać, nie chce powielać, tego co jest opisane na zdjęciach... poza tym zdjęcia najlepiej to oddają.
Wiem tylko, że w późniejszej części trasy zabawę popsuły dwa kapcie, jeden na wzgórzu Przysnop gdzie kolczaste krzaczory postanowiły rozdarły mi oponę. Drugi na Grabówce, musiałem łatać dętkę. Przywaliłem dość mocno i poszły dwie szprychy, postanowiłem od razu je wydrzeć (w sumie tylne koło nie ma już trzech). W sumie pewnie ponad godzinę spędziłem jako wulkanizator, gdyż najpierw ściągnąć, a później założyć moje tak twarde opony jak Continental Traffic nie jest prostą sprawą.
czas zanurkować... / zjazd do Wesołej © Petroslavrz

brrr.... nieprzyjemne doznanie - odczuć pierwszy tej jesieni przymrozek... © Petroslavrz

wschód słońca... / serpentyny z Hłudna do Izdebek © Petroslavrz

wzgórze (448m) z przekaźnikiem na granicy między Hłudnem, a Izdebkami © Petroslavrz

Sucha Góra - najwyższe wzniesienie Pogórza Dynowskiego © Petroslavrz

charakterystyczne trzy wierzchołki Cergowej w Beskidzie Niskim © Petroslavrz

słynne serpentyny w Izdebkach / już z góry... © Petroslavrz

widoki na Góry Słonne, Pasmo Grabówki (Pogórze Dynowskie) i charakterystyczny Wroczeń © Petroslavrz

równie dobrze mógłbym napisać, że to np. Beskid Niski... i pewnie mało kto, na podstawie samego zdjęcia, by się połapał © Petroslavrz

krzyż na szczycie Łysej Góry (ok. 440 m n.p.m.) © Petroslavrz

cień podpowiada, że należy i tam wjechać... © Petroslavrz

widok z Wielkiego Działu, na Mały Dział (z przekaźnikiem) nad Dydnią. Za nim Góra Potockiego (zwana również Towarzyską). W tle Pogórze Przemyskie. © Petroslavrz

Pogórze Dynowskie - górka Mały Dział z Telewizyjną Stacji Retransmisyjną w Krzemiennej © Petroslavrz

g. Mały Dział © Petroslavrz

Końskie - dawna kaplica mszalna z roku 1939 pw. Andrzeja Boboli © Petroslavrz

Góry Sanocko-Turczańskie, aż po Kamienną Lawortę (Ustrzyki Dolne) © Petroslavrz

Dolina Sanu (Mrzygłód, Tyrawa Solna) i Pasmo Gór Słonnych podczas zdobywanie pewnej piekielne zarośniętej górki © Petroslavrz

wzgórze Przysnop (445m) na szlaku Ikon - niepozorne, ale spróbujcie je "zdobyć"... źle pisze, "przedrzeć się" tam... © Petroslavrz

jednakowoż Przysnop to i tak "kaszka z mleczkiem" w porównaniu do górującego po przeciwnej stronie Sanu (po prawej) szczytu Na Wysokim (586m n.p.m.) © Petroslavrz

najpierw wymieniałemm dętkę po Przysnopie, za parę chwil musiałem ją łatać na Paśmie Grabówki (za Głęboką Górą) © Petroslavrz

Bieszczady: od Rabiej Skały (1170m), przez Dziurkowiec (1188), Łopiennik (1069), Jasło (1153), Jawor (827), Hyrlatą (1102) po Pasmo Wysokiego Działu (Wołosań, 1071m) © Petroslavrz

Wracając chciałem zahaczyć o Strzałówkę gdzie chłopaki robili ognisko (relacja od Pawła), ale gdzieś za Brzozowem zadzwoniła żona, czy nie byłbym wcześniej, a później koleżanka z zaproszeniem na inne ognisko. Więc postanowiłem wracać do domu, główną drogą. Sorry chłopaki, ale mając do wyboru ognisko w wyłącznie męskim składzie, i ognisko mieszane musiałem wybrać to drugie :) nie było innej opcji. Bałem, się też, że jeśli zapuszczę się w teren to ponownie będę musiał łatać dętkę, a do tego nie miałbym już w tym dniu nerwów.
a na Strzałówce (Kopce Jasienickie) było ognisko z ekipą z Bikestats i forum.rowery.rzeszow.pl... troszkę żałuję, że jednak tam nie zawitałem. © Petroslavrz


Ten wyjazd pokazał mi, że jest jeszcze wiele ciekawych miejsc i wcale nie trzeba od razu porywać się na góry i odległe tereny by było ciekawie. Podczas tego wyjazdu widziałem kilka kolejnych potencjalnych celów do jazdy, wjazdu i przejazdu. W przybliżeniu chodzi o zakamarki gminy Dydnia, dość niedocenianej, nawet przeze mnie. Jeśli będzie jeszcze pogoda w tym roku to pewnie się tam wybiorę, a po wczorajszej Masie Krytycznej możliwe, że nie samotnie, a w jakimś większym składzie.

Beskid Niski: Beskid Dukielski, Pasmo Graniczne + tereny Magurskiego PN. Intensywny pierwszy dzień jesieni na beskidzkich szlakach.

Niedziela, 23 września 2012 · dodano: 26.09.2012 | Komentarze 9

Beskid Niski w pełnej krasie, pierwszego dnia jesieni.
Wyjazd przed wschodem słońca, równonoc jesienną spędziłem jadąc do Dukli, powrót prawie 24 godziny później.
60 km terenu przez duże T. Prawie 3500m przewyższeń [choć Bikemap pokazuje mniej]. Cały wyjazd towarzyszył mi plecak ważący więcej niż mój wcale nie lekki rower.
Jakiś opis trasy postaram się sklecić... na razie są zdjęcia, zwyczajowo do nich odsyłam:

Beskid Niski (Beskid Dukielski) - Cergowa o brzasku © Petroslavrz

Beskid Niski (Beskid Dukielski) - Cergowa o brzasku © Petroslavrz

Pachanowa (512m) pierwsza od zachodu z tzw. Wzgórz Rymanowskich w Beskidzie Niskim / wieża wiertnicza - trwają tu poszukiwania ropy i gazu © Petroslavrz

Jasiołka... © Petroslavrz

Piotruś - okazały i wysoko wypiętrzony (jak na Beskid Niski) szczyt nad doliną Jasiołki. Mój cel. © Petroslavrz

szlak na Piotrusia... © Petroslavrz

miejscami b. stromo... © Petroslavrz

był pierwszy dzień jesieni, a tak wyglądał mój pierwszy jesienny wschód słońca © Petroslavrz

Sądząc po tym jak zaczęła się dla mnie w tym roku jesień, mniemam, że zapowiada się ciekawie.
Piotruś 728 m - na szczycie © Petroslavrz

na wschód od szczytu znajduje się długie urwisko (przebieg z północy na południe) z licznymi wychodniami skalnymi i jaskiniami © Petroslavrz

Piotruś na Piotrusiu w Beskidzie Niskim / czyli zaległy imieninowy wypad 87 dni później © Petroslavrz

z Tylawy w stronę Magurskiego Parku Narodowego © Petroslavrz

Kościół w Tylawie, a za nim Piotruś (728m). Po prawej Dział Tylawski (610m) © Petroslavrz

żeremia bobrowe na potoku Wadernik © Petroslavrz

Kamień nad Jaśliskami (857m) najwyższy w woj. podkarpackim szczyt Beskidu Niskiego © Petroslavrz

Na Kamieniu byliśmy w lipcu tego roku (LINK)
Kolejnych kilkanaście kilometrów trasy prowadziło przez kolejne odwiedzone przeze mnie w tym roku dawne wsie, które za przyczyną wojny i dalszej powojennej brudnej polityki zostały one wymazane z mapy. A przecież istniały przez kilkanaście wieków.
"w hołdzie mieszkańcom wsi Smereczne" © Petroslavrz

Magurski Park Narodowy - w regulaminie zakaz roweru, choć biegnie tu szlak rowerowy, jednym słowem - Polska. © Petroslavrz

zdziczałe jabłonie, ślady dawnej cywilizacji... © Petroslavrz

tu z kolei było centrum kolejnej wsi - Wilsznia © Petroslavrz

dawna wieś Wilsznia © Petroslavrz

d. wieś Wilsznia - ruiny mostu... © Petroslavrz

d. wieś Wilsznia - samotna kapliczka z końca XIX wieku © Petroslavrz

Olchowiec - cerkiew i most kamienny © Petroslavrz

widok uniwersalny dla Beskidu Niskiego - tak tu właśnie jest... © Petroslavrz

czas podgrzać atmosferę - atak na graniczny szczyt Baranie (Stavok) żółtym szlakiem z Olchowca © Petroslavrz

końcówka to "niezła ściana" © Petroslavrz

Baranie (Stavok) - 754 m - nowa drewniana wieża widokowa. © Petroslavrz

Kiedy kilka lat temu runęła stara metalowa wieża obserwacyjna, zbudowana w trakcie wojny przez Niemców, wiele osób było przekonanych, że Baranie zniknie z map jako świetny punkt widokowy. Nie dość, że nikt w Polsce nie był chętny do odbudowy wieży (pewnie i tak gdyby chciał to nie dostał by zgody) to nikt też nie poczuwał się do obowiązku usunięcia "złomu" starej wieży, który zalegał na szczycie Baraniego.
Jednak Baranie to szczyt graniczny i do pracy wzięli się Słowacy a mianowicie turyści ze Svidnika i okolic, członkowie stowarzyszenia "Nizke Beskydy
Baranie (Stavok) - 754 m © Petroslavrz

Słowackie góry z wieży widokowej - na ostatnim planie między innymi Slanskie Vrchy, Cergov i Busov - gdy skleję całą panoramę dodam jakiś opis. © Petroslavrz

"okno" widokowe na z reguły zalesionym paśmie granicznym Beskidu Niskiego © Petroslavrz

Przełęcz Sedlo Mazgalica © Petroslavrz

pasmo graniczne jest tu o wiele bardziej pofałdowane niż mogło by się zdawać, czekało mnie ciągłe nękanie podjazdami © Petroslavrz

Sedlo (Przełęcz) Tepajec - Polana Pomiarki po polskiej stronie © Petroslavrz

któryś z kolei podjazd, za plecami zostaje kolejna góra... mam dość... ale na razie nie mam jak zjechać z granicy... © Petroslavrz

Zmasakrował mnie ten odcinek Pasma Granicznego (od Baraniego do Filipovskiego Sedla) - straszne słońce, zrobiło się gorąco, mnogość podjazdów, o wiele dłuższych i wyższych niż się spodziewałem, niż to zwykle ma miejsce w Beskidzie Niskim... (tutejsze przełęcze dość mocno "wgryzają" się w Pasmo Graniczne). Miałem ochotę zjechać w dół, ale o ile na Słowację cały czas zdarzały się zjazdy to na polską stronę nie prowadziła żadna droga, nawet najmniejsza dróżka, jedynie gęste knieje Magurskiego Parku Narodowego, gdzie co najwyżej mogłem się zgubić... więc jechałem dalej. Na szczęście później stoki złagodniały jakby ktoś wysłuchał mych próśb.
Filipovsky vrch (705m) - pomnik poświęcony poległym na tych wzgórzach żołnierzom podczas I i II Wojny Światowej © Petroslavrz

niebieskim szlakiem pieszym przez mokradła uciekłem z granicy w stronę Ożennej © Petroslavrz

okolice Przełęczy Kuchtowskiej i miejscowości Ożenna © Petroslavrz

Ożenna - Cmentarz wojskowy nr 3 © Petroslavrz

Przełęcz Długie (w oddali Magura Małastowska) © Petroslavrz

chwila odpoczynku... © Petroslavrz

dawna wieś Długie © Petroslavrz

d. wieś Radocyna - dawna szkoła © Petroslavrz

Radocyna - cmentarz wojskowy nr 43 © Petroslavrz

Radocyna - tak było tu kiedyś... © Petroslavrz

Radocyna obecnie... cmentarz, krzyże, kilka ruin i kamienie... © Petroslavrz

u źródeł Wisłoki © Petroslavrz

U Źródeł Wisłoki podjąłem decyzję, że wracam do domu. Wisłoka była mi towarzyszem podróży, aż do Jasła, gdyż obrałem trasę tak by jechać doliną wzdłuż niej (a kilka razy przez nią - kto tu jechał ten wie o co chodzi :))
Kilka zdjęć z powrotu.
Pierwotnie w planie miałem jeszcze kilka górek Beskidu Niskiego, miałem też czas by wrócić do Rzeszowa dopiero w kolejnym dniu (do godziny 15-stej), ale chciałem wracać i tyle... a że uparty ze mnie osioł... to wróciłem... kolejna zarwana noc, pod koniec zasypiałem, ale była niedziela i zachciało mi się rosołku z rodzinnym stole. Decyzja irracjonalna, należało znaleźć nocleg, wypocząć, zahaczyć jeszcze o kilka ciekawy miejsc, a nie jechać nocą, zwłaszcza, że ta noc była odmienna od poprzedniej, typowo jesienna, prawie z przymrozkiem. Nabawiłem się przeziębienia.
Odechciało mi się jeździć w tym roku kalendarzowym rowerem po górach. Kończę sezon pod tym względem. Może gdzieś bliżej w okolicach Rzeszowa po Pogórzu jeszcze pojeżdżę, ale na góry nie mam już ochoty. Nie rowerem.
Koszta wycieczki zamknęły się w kwocie 2,60 zł - Celestynka cytrynowa w sklepie w Ożennej.



Część 3/4. Góry Sanocko-Turczańskie: Pasmo Wysokiego, Pasmo Chwaniów + odrobina Pasma Bziany (fotorelacja 2/3)

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · dodano: 01.09.2012 | Komentarze 1

Kontynuacja poprzedniego wpisu. Druga część zapowiadanej fotorelacji - środkowa część z 201km trasy...


Tę część wycieczki rozpoczynam przy cerkwi w Dobrej Szlacheckiej.
Początku niebieskiego szlaku nie widać więc kieruję się wyżej w górę drogą przy potoku Ratnówka. Szlak rozpoczyna się dopiero przy przystanku (inaczej niż na mapie). Przed mostem skręcam na południe w stronę lasu, na rozwidleniu brak oznakowań i wylądowałem na czyjejś posesji, chwilę jadę dalej przez ogródek, wyskakują dwa ujadające psy, lecz przy skarpie (w dole potok) jedyna droga jaka pozostaje do wyboru to powrót. Odnajduję ponownie niebieski "szlak ikon".
Od tego momentu, aż do Krecowa (11km dalej) był to błotnisty leśny trakt. Początkowo źle oznaczony później robi się przejrzysty, jest to w miarę nowy szlak. Mijam pozostałości zabudowań i ruiny przydrożnych kapliczek, kiedyś biegła tędy piękna jak na przedwojenne czasy wybrukowana droga między dwoma miejscowościami. Spotykam tu starsze małżeństwo z Sanoka które wybrało się na grzyby, chwilę rozmawiamy, okazuje się, że grzybów jest tu mało, pytają mnie czy wiem gdzie można je znaleźć, lecz odpowiadam, że przyjechałem tu rano z Rzeszowa i nie mam zielonego pojęcia. Dziwnie (ale przyjaźnie) się mi przypatrują, trochę jak na szaleńca. Rozmawiamy nadal o okolicy, później rozdzielamy się w swoje strony. Po spotkaniu ludzi ta karpacka puszcza zdaje się jakaś bardziej przyjazna. W pewnym momencie z niebieskiego szlaku wydziela się odnoga ścieżki przyrodniczej "W dolinie Tyrawki" (zielone oznaczenia) ku szczytowi Na Wysokim (570m) i dawnej wsi Lachawa. Tam się udaję.
Wieś miała nietypowe położenie, rozlokowana była na samej górze, wydarta puszczy (przypomniał mi się fragment o Bohatyrowiczach z "Nad Niemnem" E. Orzeszkowej). Było tak dlatego, że miejscowość tą założono na prawie wołoskim w XV w. - Wołosi słynęli z takich ulokowań. Szlak jest tu straszny, grzązłem w błocie, o jeździe nie było mowy, więc szedłem...
Od szczytu geodezyjnego Na Wysokim czyli 570 metrów n.p.m. byłem około 10-15 metrów obok, gdyż nie chciałem przeprawiać się przez czernice, osty i pokrzywy. Podczas zjazdu starałem się jechać korzystając z wcześniej zdobytej wiedzy, ale i tak co chwila coś blokowało (powalone drzewa itp.). Po powrocie do Szlaku Ikon dalej jazda w dół, przez kolejne ludzkie osady, które obecnie wchłonął las. Docieram do Krecowa (dawnej siedziby dworskiej) - dziś jest to kilka domów i resztki dawnego PGR-u. W Rozpuciu odbijam na drogę krajową 28 do Kuźminy. Jest tu cerkiew i kaplica grobowa, ale nie tracę czasu na zwiedzanie (zresztą już byłem - zdjęcia chyba nawet są na blogu (wakacje 2010)).
Na Przełęczy Roztoka (519m) przed wjazdem na Pasmo Chwaniów najpierw jadę czerwonym w przeciwną stronę na Pasmo Bziany, widoki na które liczyłem nie zawodzą. Robię najdłuższą przerwę podczas całej wycieczki, jem "obiad" na łonie natury, w szczerym polu. Wracam do jazdy według planu. Podjazd czerwonym szlakiem, aż do końca szutru. Kilka dni temu był tu z wizytą Miciu - jako, że dzień wcześniej padało mogę zacytować to samo co napisał on: "Szlak odbijał do lasu, a po piątkowych opadach nie dało rady jechać. Szlak był mokry, błotnisty i zarośnięty. Jedyną rozsądną decyzją, była rezygnacja."
Wracam do głównej drogi i jadę w stronę przejścia granicznego w Krościenku, mijając 3 kolejne miejscowości. W ostatniej z nich ponownie atakuję Chwaniów, odbijam w stronę drogi do Ropienki znajdującej się po przeciwnej stronie gór. Tym razem podjazd asfaltowy, ale i tak zmęczenie daje o sobie znać więc jadę baaardzo spokojnie, końcówka robi się stroma jak diabli. Wracam nieco w dół do zakładowej drogi Lasów Państwowych, bardzo starej drogi asfaltowej północnym zboczem Chwaniowa, biegnącej tu przez rezerwat o tej samej nazwie.
O samym Rezerwacie można przeczytać w internecie. Poza tym napisałem nieco w opisie zdjęć, a przede wszystkim dziecko obudziło się z przedpołudniowej drzemki i płaczę więc nie napiszę już nic więcej... tylko, tyle, że droga o której mowa jest kapitalna, a przejazd nią to niezapomniane przeżycie.

Pasmo Wysokiego Gór Sanocko-Turczańskich (czasem bywa zaliczane do Pogórza Przemyskiego) z Ulucza © Petroslavrz

Dobra Szlachecka - cerkiew i dzwonnica © Petroslavrz

widok na Góry Słonne (w Górach Sanocko-Turczańskich) © Petroslavrz

niebieski "szlak ikon" z Dobrej Szlacheckiej - od początku było ciekawie... © Petroslavrz

jest to ciekawy leśny trakt przez karpacką puszczę © Petroslavrz

Jedna z trzech kapliczek stojąca w połowie drogiz Dobrej Szlacheckiej do dawnej wsi Lachawy. Także dziś ludzie zostawiają tu kwiaty i święte figurki © Petroslavrz

krajobraz po ulewach © Petroslavrz

d. wieś Lachawa - kapliczka przydrożna przy drodze z Lachawy do Dobrej Szlacheckiej. Zachowała się jeszcze blaszana bania. © Petroslavrz

najlepiej zachowana kapliczka przydrożna, stojąca na skrzyżowaniu Szlaku Ikon i zielonego szlaku do centrum dawnej Lachawy © Petroslavrz

ktoś tu jeździ ciężkim sprzętem, ale od drogiej strony (północnego-wschodu) © Petroslavrz

Lachawa z mapy Polski zniknęła po przymusowych wysiedle-niach tamtejszej ludności na Ukrainę oraz w ramach Akcji „Wisła” na tzw. Ziemie Odzyskane © Petroslavrz

W miejscu gdzie kiedyś była wieś dziś znajduje się las, zdziczały sad, podmurówki domów oraz pozostałości po studniach i piwnicach. © Petroslavrz

dowód, że byłem na końcu szlaku zielonego. Polecam go przetestować samemu. © Petroslavrz

d. wieś Lachawa © Petroslavrz

Podobny los jak ulokowaną na grzbiecie Pasma Wysokiego spotkał, leżącą poniżej Wole Krecową. Jej pozostałości również mijamy trzymając się niebieskiego szlaku.
szlakiem ikon przez przysiółek Zapomiarki - nad całym pozostałym terenem zapanował las i teraz Wola Krecowa to tylko domena leśników i raj dla przyjeżdżających grzybiarzy, zbierający jagody, a przede wszystkich myśliwych. © Petroslavrz

pasmo górek o nazwie Budziska z najwyższym Margielem I (518 m n.p.m.) nad miejscowością Kreców (z podworskimi pozostałościami). © Petroslavrz

w Rozpuciu przy drodze Sanok-Przemyśl © Petroslavrz

strefa nadgraniczna... © Petroslavrz

dla widoków wjechałem kawałek na Pasmo Bziany, na sam szczyt nie jechałem... choć byłem blisko. Byłem tu już w tym roku.. © Petroslavrz

Bziana 577m i dokładnie najwyższy jej punkt © Petroslavrz

z Pasma Bziany widoki na CHWANIÓW i GÓRY SŁONNE. Po prawej podjazd którym będę atakował Chwaniów. © Petroslavrz

Hotel i Ośrodek w Arłamowie (obecnie w remontowany) z Chwaniowa (nad Roztoką) © Petroslavrz

Bieszczady widziane z Pasma Chwaniów w Górach Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

zawracam z czerwonego szlaku... podobnie jak Miciu 10 dni wcześniej. Mokry, śliski, zarośnięty, po wcześniejszych w tym dniu przeprawach mam dość. © Petroslavrz

Bieszczadzki - zadawało mi się, że coś za szybko... ale przecież tablica nie mogła kłamać © Petroslavrz

Wojtkowa - cerkiew Narodzenia NMP © Petroslavrz

ponowny podjazd na Chwaniów, ale tym razem bardziej po ludzku - asfaltem z Wojtkówki © Petroslavrz

zdobyłem Chwaniów mogę jechać dalej :P niestety to tylko nazwa na przystanku © Petroslavrz

końcówka podjazdu jest... przecież widać jaka jest... © Petroslavrz

grzbiet Chwaniowa między Wójtówką, a Ropienką - samochody robotników budujących tu jakiś pomnik. © Petroslavrz

wiekowa asfaltowa droga wijąca się przez wschodnie zbocza Chwaniowa © Petroslavrz

Chwaniów to piękne bezludne miejsce w podkarpackich górach. Nie skażona przyroda warta jest naszej uwagi i zainteresowania, choć gęsty las budzi pewien respekt. © Petroslavrz

Osobliwością jest tutaj reglowa buczyna karpacka (w 90 % zachowana jako starodrzew), bogate runo leśne, występująca w łanach miesięcznica trwała oraz przedstawiciele drapieżników puszczańskich. © Petroslavrz

Jest to prawdą, gdy byłem tu wczesną wiosną widziałem ślady całych watah wilków. Kilka osób miało tu spotkanie oko w oko z niedźwiedziem.
na horyzoncie już Ukraina i najwyższy szczyt zwiedzanych Gór Sanocko-Turczańskich - przygraniczna Magura Łomniańska (1024m) © Petroslavrz


Zdjęcie z widokowego szczytu Truszkówka(612m) - panorama na sąsiednie pasma w stronę Pogórza Przemyskiego.

Część 4/4. Góry Sanocko-Turczańskie: Pasmo Braniowa, Pasmo Jamnej, Masyw Roztoki, Masyw Suchego Obycza

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · dodano: 02.09.2012 | Komentarze 3

Kontynuacja poprzedniego wpisu. Trzecia część zapowiadanej fotorelacji z 201km trasy...

Opis jest na kartce, będzie gdy przetworzę go do wersji cyfrowej..........

Mogło być więcej i ciekawiej, lecz postanowiłem wracać pociągiem z Przemyśla, a że ostatni osobowy odjeżdża dość wcześnie, to i trasę musiałem nieco skrócić. Alternatywą był powrót w środku nocy, o wiele droższym ekspresem. O powrocie na rowerze do Rzeszowa nawet nie myślałem (w sumie myślałem, ale stwierdziłem, że bez sensu).

Jureczkowa © Petroslavrz

kolejny podjazd za plecami - wspinaczka na Pasmo Braniowa © Petroslavrz

Chwaniów którym jechałem coraz dalej... © Petroslavrz

niebieski pieszy - coś się tu szykuje, czyżby asfalt? © Petroslavrz

Rezerwat Na Opalonym - czyli teren wokół najwyższego szczytu Pasma Braniowa (570 m n.p.m.) © Petroslavrz

Pasmo Jamnej - budka gdzieś przy zielonym szlaku / Drewnoslavrz :) © Petroslavrz

Jamna – najwyższy szczyt - 598 m n.p.m - Pasma Jamnej. Jego stoki opadają: na wschód - ku dolinie Kwaszenińskiego Potoku, na północny zachód - ku dolinie Jamninki, zaś na południowy zachód - ku dolinie potoku Mszaniec. © Petroslavrz

kolejny cel na widoku - przygraniczny Masyw Roztoki © Petroslavrz

retorty... © Petroslavrz

na samej górze Roztoki (642m) koniec szutrówki © Petroslavrz


Najwyższe szczyty Gór Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

d. wieś Kwaszenina © Petroslavrz

nieużywane domy... © Petroslavrz

za tymi drzewami Ukraina © Petroslavrz

droga przez dawną wieś Arłamów © Petroslavrz

wspinaczku ku Połoninkom Arłamowskim © Petroslavrz

Bieszczady widziane z Połoninek Arłamowskich © Petroslavrz

droga do Przełęczy pod Suchym Obyczem © Petroslavrz

krzyż z 1913r. - jedyna pozostałość po nieistniejących wioskach © Petroslavrz

pod wieżą triangulacyjną na Suchym Obyczu - 617 m n.p.m. :) © Petroslavrz

Rezerwat Przyrody TURNICA. planowany Turnicki Park Narodowy chyba już nigdy nie powstanie... © Petroslavrz

Pasmo DZIAŁU w Górach Sanocko-Turczańskich (czasem zaliczane do Pogórza Przemyskiego) - wiedzie przez niego extra dróżka (testowałem) © Petroslavrz

Huwniki - rzeka Wiar i wychodnie fliszu karpackiego © Petroslavrz


GÓRY SANOCKO-TURCZAŃSKIE: Żuków 768m, Kamienna Laworta 769m, JAWORNIKI 909 m, Jezioro Solińskie - wschódnim brzegiem. 336 km z Rzeszowa.

Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 13.08.2012 | Komentarze 8

Trasa dnia pierwszego miała na celu przejazd przez najwyższe polskie partie Gór Sanocko-Turczańskich z ich najwyższych szczytem Jawornikami 909m.
Tereny te w ogólnym mniemaniu przez większość osób traktowane są jako Bieszczady. Dzieje się tak z powodu niewystarczającej wiedzy lub jest to celowe zagranie w celach marketingowych - bo przecież lepiej sprzedają się noclegi w Bieszczadach. Trudno jednak dziwić się prywatnym właścicielom hoteli, pensjonatów, czy mieszkańcom trudniącym się agroturystyką gdy nawet placówki administracji państwowej stosują podobne zabiegi. Aczkolwiek jest to powiat bieszczadzki, może to trochę usprawiedliwiać te drobne przekłamania, niemniej takie wciskanie ludziom ciemnoty nie powinno mieć miejsca na szczeblu państwowym. Niemniej nieważne. Może to są Bieszczady, a ja się nie znam ;) :P

Miało być kilka dni, wyszło jak wyszło > rajd 24-godzinny. Coś na wzór "24h Le Mans" z tym, z dwoma zerwanymi nocami, z tym że na rowerze po górach.

Opisu poza tym co na zdjęciach i kilku słów na końcu nie będzie, gdyż musiałby być zbyt długi, a samego od przewijania zdjęć i tak może rozboleć ręka (ale nie chce mi się już zmniejszać ich liczby).

Załuż - Góra Sobień - poranne mgły w dolinie Sanu © Petroslavrz

Synagoga w Lesku © Petroslavrz

górujący nad Leskiem kościół Nawiedzenia NMP © Petroslavrz

w Górach Sanocko-Turczańskich nie ma żartów, dzikie zwierzęta czają się na każdym kroku :) © Petroslavrz

Łobozew © Petroslavrz

Żuków... © Petroslavrz

Żuków – pasmo górskie należące do Gór Sanocko-Turczańskich. Jego grzbiet rozciąga się na długości około 25 km. © Petroslavrz

ostrzeżenie "szlak nieremontowany" przydatna informacja dla tych którzy nie lubią takich przygód - ja właśnie tego spodziewałem się planując trasę, wiedziałem że będzie tu masakra, na to liczyłem :) © Petroslavrz

początek to rozległe pastwiska... © Petroslavrz

później krzaki to szyje, lecz po krótkim odcinku znów da się jechać... © Petroslavrz

oznaczenia na szlaku są jeszcze widoczne... © Petroslavrz

później oznaczenia niemal znikają, przypadek sprawił, że się nie zgubiłem. Wszędzie pokrzywy i rośliny z kolcami. Krótkie spodenki to nie był dobry pomysł. © Petroslavrz

na samej górze zaskoczenie - oznaczenia full wypas, a przez grzbiet biegnie nowiutki zielony szlak (powstały w 2010) którego nie mam na mapie. © Petroslavrz

Żuków - 769 m n.p.m. zdobyty :) / z tablic dowiadujemy się, iż Pasmo Żukowa stanowi granicę zlewisk Mórz Bałtyckiego i Czarnego. © Petroslavrz

jak widać dało się tu podjechać inaczej, nowe szlaki są łatwiejsze, jest i rowerowy. Niemniej na pewno to mniejsza radość niż przeprawa przez gęstwiny i dzikie knieje. © Petroslavrz

Jedzie się gładko, bez trudu, bez wysiłku, jest tak łatwo, że wyczuwam jakiś podstęp... W końcu w Górach Sanocko-Turczańskich i na Pogórzu Przemyskim zawsze tak jest... © Petroslavrz

niemniej nic takiego nie ma miejsca. Są za to miejsca biwakowe jak z bajki, z łąkami do popasu koni (biegnie tu również szlak konny). © Petroslavrz

z tarasu widokowego wyłaniają się rozmyte (przez poranne mgły) sylwetki bieszczadzkich szczytów © Petroslavrz

ŻUKÓW - Holica 761 m - miejsce po byłej wieży triangulacyjnej i punkcie widokowym © Petroslavrz

Góry Sanocko-Turczańskie - Pasmo Ostrego Działu widziane z Ustianowej Górnej (od południa) © Petroslavrz

Muszę kiedyś wybrać się i przetestować to pasmo tj. przejechać całe grzbietem. Szlaku nie ma, ale trzyjąc się najwyższych partii zapewne da się to zrobić. Po głowie chodzi od marca gdy byłem w tych rejonach, ale w tym roku ciężko o wolny czas na takie wyprawy.
Góra Dil, 723m, Pasmo "Ostry Dział" w Górach Sanocko-Turczańskich (widok z północnego-zachodu) © Petroslavrz

dawna cerkiew nieopodal dawnego szybowiska w Ustianowej © Petroslavrz

Ustrzyki Dolne - czyli główne miasto tego rejonu, polskiej części Gór Sanocko-Turczańskich. © Petroslavrz

na Kamienną Lawortę > do wyboru miałem łatwy czerwony, lub niebieski, wybrałem ten o większym nachyleniu © Petroslavrz

na Kamienną Lawortę szlakiem od wschódu... © Petroslavrz

Łodyna - ostatnia wioska - za nią jedne z najdzikszych terenów w Polsce - przygraniczne partie zachodzących na siebie Pogórza Przemyskiego i Gór Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

długo pod górę... czyli to co tygrysy lubią najbardziej... © Petroslavrz

górna stacja wyciągu narciarskiego Kamienna Laworta © Petroslavrz

Góry Sanocko-Turczańskie: Chwaniów, Wysoki Dział (najbliżej), za nim Pasmo Brańcowej i Masyw Roztoki © Petroslavrz

Kamienna Laworta - niższy o 10m wierzchołek (759m) przy stacji narciarskiej © Petroslavrz

Kamienna Laworta 769 m n.p.m. - Krzyż i słup geodezyjny na szczycie © Petroslavrz

zjazd zielonym do Ustrzyk / dolina Strwiąża, z tyłu pasma Równi i Żukowa, przed nimi grzbiet Małego i Dużego Króla © Petroslavrz

Kamienna Laworta z ustrzyckich przedmieść © Petroslavrz

na południe obwodnicą bieszczadzką © Petroslavrz

Hoszów - cerkiew © Petroslavrz

Hoszów - pod cerkwią © Petroslavrz

Rabe - cerkiew św. Rodziny © Petroslavrz

Przełęcz nad Żłobkiem - zielony szlak "Żukowem..." © Petroslavrz

Żłobek - cerkiew © Petroslavrz

podjazd ku najwyższym szczytom gór Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

nie jest łatwo lecz jest tu szlak (nowy z 2010r). Przypuszczalnie miało go nie być, sądziłem, że trzeba będzie błądzić w lesie by odnaleźć... © Petroslavrz

gdy skończyło się błoto, czekały kolejne utrudnienia, rower na plecy i noszenie nad gałęziami przez zarośla © Petroslavrz

niemniej bez większych problemów (przynajmniej jeśli chodzi o nawigację) docieram do grzbietu © Petroslavrz

stamtąd na swój dzisiejszy główny cel: JAWORNIKI 909 m n.p.m. - najwyższy szczyt Gór Sanocko-Turczańskich (w Polsce) © Petroslavrz

zawracam na południe do szczytu Besida, lecz dalej zielony szlak staje się całkowicie zarośnięty, nieprzejezdny, a i nawet do przejścia wręcz niemożliwy © Petroslavrz

jadę w ciemno na zachód, kierując się jakimś leśnym traktem leśnictwa lub straży granicznej © Petroslavrz

Placówka Straży Granicznej w Czarnej Górnej - widok na Besidę (856m) z której tu dotarłem © Petroslavrz

górki "Ostrego" czyli ostatniego pasma Gór Sanocko-Turczańskich, za nimi już Bieszczady (Pasmo Otrytu) © Petroslavrz

Polana Ostre - widok na Bieszczady: Pasmo Otrytu, a za nim Połoniny © Petroslavrz

jakiś kamieniołom... © Petroslavrz

Polana - dzwonnica parawanowa © Petroslavrz

Polana - dzwonnica przy cerkwi Przemienienia Pańskiego (1790r.) © Petroslavrz

Polana - wnętrze cerkwi - obecnie służącej jako świątynia rzymsko-katolicka © Petroslavrz

znów docieram do niebieskiego szlaku który dostarczył mi rankiem wielu "wrażeń" / tu także nieremontowany, spodziewałem się najgorszego... © Petroslavrz

początek nad Jeziorem Solińskim (Zatoką Potoku Czarnego) jest jednak przyjemny © Petroslavrz

szybko jednak dowiaduję się dlaczego wcześniej stały tabliczki zakazujące wstępu (pod tytułem "ścinka drzew" i "ostoja zwierzyny") © Petroslavrz

na moment gubię oba buty w błocie, później szlak, później znów buta, z tym, że jednego, przez chwile nie wiem gdzie jestem... © Petroslavrz

wszędzie rozstaje, a oznaczeń brak, przez przypadek prawie docieram do Zatoki Victoriniego, jakimś cudem wracam na szlak, który od tego momentu jest mniej zdewastowany i da się jechać © Petroslavrz

pod szczytem Łabiska (615m) - czyli koncówka tego piekielnego odcinka, szlak wschodnim brzegiem Soliny to zdecydowanie nie Kalifornia! marzę już by się stąd wydostać © Petroslavrz

Daszkówka - czyli coś w rodzaju "wsi na krańcu świata" widok na wzgórze Jawor górujące nad Soliną © Petroslavrz

z jakiegoś powodu zamiast odpocząć napierniczam właśnie na Jawor... © Petroslavrz

przestałem odczuwać zmęcznie, przestałem odczuwać cokolwiek, na rowerze nie jechałem już ja, jechał jakiś cyborg... © Petroslavrz

niższa wieżyczka na Jaworze © Petroslavrz

Jawor 741 m n.p.m. zdobyty / maszt na wierzchołku, świecąc w nocy widoczny jest niemal z każdego punktu w Bieszczadach i okolicach © Petroslavrz

Jezioro Myczkowieckie utrwalone podczas zjazdu... © Petroslavrz

Jezioro Solińskie - wieczorem nad zaporą, podejmuję ważną decyzję... © Petroslavrz

WYPRAWA MIAŁA TRWAĆ 3 LUB nawet 4 DNI (w zależności czy wykorzystałbym urlop na żądanie). W kolejnym dniu miałem kontynuować jazdę wokół Jeziora Solińskiego, a później uderzyć na Bieszczady. Niemniej wieczorem będąc totalnie wyczerpanym (wcześniejszą noc też jechałem) do głosu doszły instynkty, które zagłuszyły logiczne myślenie, zagłyszyły fakt, że powinienem nie mieć już żadnych sił. Może i były to emocje, może się stęskniłem, niemniej mogłem np. wrócić rano. Poczułem się jednak oddalony od swojego stada, chciałem wracać do żony i do Leonka. Tak też zrobiłem... WRACAŁEM DO DOMU, jakkolwiek nielogiczne to było.
Podczas nocnej jazdy kierowała mną podświadomość, jakieś odruchy, nie pamiętam zbyt wiele, wiem tylko, że jechałem i jechałem i jechałem, trasa była oczywista, ta sama jak podczas ostatniego również nocnego powrotu z Bieszczadów - doliną Sanu, drogą łagodnie pofałdowaną, wręcz stworzoną do takiej jazdy.
Pół żartem, pół serio, podczas powrotu w świetle księżyca być może zamieniłem się w wilkołaka i na rowerze jechała jakaś zwierzęca część mnie, może zasnąłem i włączył mi się autopilot, może lunatykowałem nie wiem. Nie było żadnego kryzysu jak miesiąc wcześniej, nie robiłem przerw. Wiem tylko że kilka godzin później byłem w domu... i w końcu położyłem się spać.

Kompletnie nie żałuje tej decyzji. Przesadziłem pierwszego dnia, w kolejnych nie miałbym zbyt dużo mocy. Bieszczady nie uciekną, w sumie miałem je gdzieś, dostałem wycisk od Gór Sanocko-Turczańskich, dostałem swoją dawkę MTB, wręcz przedawkowałem, oprócz tego mega dawkę kręcenia po asfalcie. Na jakiś czas mam dość jazdy rowerem po górach.

Podczas wycieczki nie miałem licznika, wygodniej jeździ mi się ostatnio bez niego, mogę się wsłuchać co mówi mi mój własny organizm, a nie stado głupich cyferek. Dopiero na drugi dzień gdy wyznaczyłem trasę, zobaczyłem, że tym samym pobiłem swój rekordowy dystans na rowerze (336 km według bikemap-u, a w rzeczywistości mogło być nieco więcej). Zrobiłem to kompletnie przez przypadek, wręcz tego nie chciałem, żałuję wielce, wybaczcie, iż do tego doprowadziłem. Moja roztoczańska trzysetka z 2010 miała być pierwszym i ostatnim takim przypadkiem, zawiodłem się na sobie... :P

A Bieszczady powtarzam nie uciekną, zobaczymy co przyniesie wrzesień... może jakaś hybryda rowerowo-piesza, samotno-rodzinna jak podczas urlopu na przełomie maja i czerwca. A jeśli nie to jest jeszcze zima, później wiosna, później kolejne lato... z tego co wiem Bieszczady nigdzie się nie wybierają.


Dzień 2. Beskid Niski: od Przeł. Dukielskiej do granicy z Bieszczadami (Przeł. Łupkowskiej) + Bieszczady: Przeł. Żebrak + powrót do Rzeszowa

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 12.07.2012 | Komentarze 6

Dnia poprzedniego dosyć wcześnie poszliśmy spać. Mi spało się wyśmienicie pomimo zmęczenia, o 6 obudziłem się wyspany jak nigdy. Może to dlatego, że ostatnio w domu mam sen przynajmniej raz przerywany, zwykle pobudkę o 3-4 rano funduje mi dziecko, a dopiero kilka godzin później następuje pobudka właściwa.
Zaraz po mnie wstaje Paweł, a Kona śpi sobie dalej. Idę zobaczyć jak woda w potoku - wokół chatki unoszą się mgły, wszędzie pełno rosy - na szczęście woda zdążała się wyklarować z błota, jest czysta więc można się umyć. W końcu zmywam z siebie wczorajszą warstwę soli. Woda zimna, ale rześka. Gdy wracam chłopaki idą do potoczku... Paweł obudził Piotrka podając mu fałszywą godzinę :P
Coś jemy, wpisujemy się do księgi meldunkowej, płacimy, gdy odjeżdżamy zaczepia kolega ze schroniska (który też coś więcej jeździ na rowerze i w tym roku wybiera się do Czarnogóry. Ma, aż 1,5 miesiąca wolnego czasu - tak się zamyślam i nie mogę tego pojąć, dla mnie to abstrakcja - te 3 dni wolnego które wynegocjowałem na ten wyjazd wydają mi się cudem, nieważne... Kolega mówi nam, że spokojnie możemy pojechać na pod wieżę widokową czarnym szlakiem, początkowo jest błoto, ale później na szlaku granicznym warunki są dobre. Rzeczywiście tak było i tak właśnie pojechaliśmy. Na czarnym przeważnie dało się jechać, miejscami prowadziliśmy, a później do Przełęczy Dukielskiej i przejścia granicznego już bezproblemowo, przyjemnym górskim szlakiem.
W sklepie na granicy, zakupujemy prowiant i wodę, pani mówi tu po słowacku, ale płaci się w złotówkach, ceny na półkach również podane są w naszej walucie.
Zamieniamy błoto pod kołami na asfalt. Jedziemy nim, aż do Jaślisk. Najpierw kierujemy się na Tylawę, tam zjeżdzamy w drogę prowadzącą wzdłuż rzeki Jasiołki, i jej przełomem pomiędzy dwoma okolicznymi wzniesieniami. Włazimy do rzeki, myjemy rowery z błota, schładzamy się wodzie, ja wchodzę cały, bo w mokrych ciuchach łatwiej się jedzie. Jest pewnie dopiero 10 rano, a już żar leci z nieba, na termometrach jakieś 30 stopni.
Podjazd do Jaślisk, zwiedzamy rynek i sklep. Jedziemy dalej, robię mały błąd, zjeżdżam złą ulicą i musimy ponownie podjeżdżać do Jaślisk :). Dalej w stronę granicy. Ciągle jest pod górę, ale tak lekko, że właściwie tego nie czuć i nie widać póki człowiek nie oglądnie się do tyłu. Praktycznie cywilizacja się tu kończy... mijamy Lipowiec, gdzie znajdują się 2 lub 3 gospodarstwa agroturystyczne, dalej ruiny i pozostałości zabudowań dawnego PGR, droga pół wieku temu mogła być asfaltowa, ale teraz trudno to stwierdzić.
Gdy jedziemy w słońcu, jest pewnie z 50 stopni, na szczęście przy drodze co jakiś czas są drzewa. Włazimy do potoku Bełcza, w wodzie jest tak chłodno i komfortowo, że Kona ma pomysł - mówi, że on może siedzieć tak cały dzień w tym potoku i nie jechać dalej. Niegłupia myśl, całkiem zmyślny pomysł, ale skoro już jesteśmy tu rowerami to "niestety" trzeba jechać dalej.
Odbijamy niebieskim w stronę Rezerwatu Kamień nad Jaśliskami i granicy państwa. Im wyżej tym trudniej, choć na samym końcu lekkie wypłaszczenie. Zdobywamy Kamień (857m) czyli najwyższy szczyt w środkowej i wschodniej części Beskidu Niskiego, jadąc na zachód podobne górki znajdziemy dopiero w okolicach Wysowej-Zdroju.
Dalej naparzamy granicą, a właściwie chłopaki naparzają gdzieś do przodu, a ja próbuję ich gonić, gonię i gonię, a i tak ciągle są z przodu, czasem ich doganiam, ale sytuacja znów się powtarza, ciagle na mnie czekają. Męczy mnie to nie tyle fizycznie co psychicznie, bo nie lubię kogoś hamować, ale niestety takie są realia. Za mało jeżdżę w tym roku i nie systematycznie, przejażdżka, nawet jeśli dłuższa, raz na miesiąć nie wystarczy by utrzymać formę. Źle się z tym czuję, próbuję tłumaczyć sam sobie, że być może powodem jest też to, że mam najcięższy plecak i najcieższy rower... ale zdaję sobie sprawę, że zwyczajnie jestem kiepski. W obecnym momencie Piotrek i Paweł, a ja to dwie różne ligi.
Niemniej tereny, widoki, przyroda, trasa i profil poprzeczny granicznego szlaku sprawiają, że raczej podziwiam piękno przyrody niż myślę o tym, że ciągle opóźniam naszą górską eskapadę.
Mijamy wiele zbiorowych mogił z czasów I wojny światowej, miały tu miejsce duże działania wojenne i liczne bitwy o główny grzbiet Karpat.
Przeważnie jedziemy lasem, który niweluje działanie słońca, jest nam więc nieco łatwiej. Co jakiś czas przedzieramy się przez łąki, jedna jest całkiem duża, rozległa, na kilometr, może dwa, z trawą wyższą od rowerów, dobrze, że ktoś przejeżdzał tu samochodem terenowym, bo nawet nie wiedzilibyśmy którędy biegnie szlak. Za kolejnym wzniesieniem (Kopriwiczną) wjeżdżamy na teren największego Rezerwatu na Podkarpaciu Rez. "Źródliska Jasiółki". Jedziemy rozległym torfowiskiem po słowackiej stronie (Haburske Raselnisko), część przejazdu biegnie drewnianym mosteczkiem tuż nad powierzchnią bagna (swoisty masaż dla... :)).
Mój plan przejazdu zakładał, że zjedziemy w dół (w okolice Medzilaborców) pieszym, a później rowerowym szlakiem wyznaczonymi przez naszych południowych sąsiadów, by dalej przejechać tunelem pod Przełęczą Łupkowską. Lecz Paweł chce jechać dalej granicą. Zgadzam się po rzeczywiście jest fajnie. Mijamy kolejne górskie szczyty, przejeżdżamy obok źródeł rzek Jasiółki oraz Wisłoka. Jedziemy dalej, jechaliśmy tu w ubiegłym roku więc skupiam się na jeździe, nie rozglądają się po okolicy. Dojeżdzamy do momentu gdy zielony szlak odbija w stronę Komańczy. Brakuje nam wody, każdy ma jakieś resztki. Nie chcę tu jechać bo właśnie tędy jechaliśmy z Pawłem i Asią ostatnim razem. Jedziemy dalej choć wiem, że to zły pomysł, a Kona miał rację by zjeżdżać w dół. Robię to wbrew zdrowemu rozsądkowi. Kolejnych kilka górek, coraz cieżej się nam jedzie ze względu na brak wody, w końcu docieramy do Przełęczy Radoszyckiej którędy biegnie piękna nowa asfaltowa droga. Chłopaki chcą jechać w dół do Radoszyc... ja chciałbym zjechać na słowacką stronę... Koniec końców jedziemy dalej granicą państwa. Na mapię nie wygląda to trudno, odcinek około 5-6km, godzina drogi pieszo. W praktyce to najtrudniejsza część i tak trudnej do tej pory trasy. W porównaniu do niej wcześniej nawet nie było trudno, błoto, wiatrołomy, krzaki, kałuże, zarośla, pokrzywy, pajęcze sieci na twarzy, kąsające bąki, komary, jeszcze więcej bąków, jeszcze więcej bąków, ilości bąków wręcz przeczące zdrowemu rozsądkowi. Na dodatek w przejechaliśmy gdzieś zjazd na południe którędy szlak niebieski odchodził od czerwonego granicznego. Zabijamy kilkadziesiąt bąków na minutę, ale i tak drugie tyle ciagle nas gryzie, nęka i kłuje. W desperacji będąc nad przełęczy i wiedząc o tunelu oraz torach kolejowych przedzieramy się w dół by je odnaleźć, idę pierwszy miejscami pokrzywy są po szyje, Paweł wypartuje coś co wygląda na dolinę rzeki lub strumienia, podążamy w tamtym kierunku, na szczęscie są to tory... Wychodzimy w końcu z zarośli... fajno, ale nie ma jak zejść, z muru przy torach w dół jest jakieś 3 metry, idziemy więc z rowerami w rękach po murku szerkości 30 cm, jakimś cudem wciaż zabijając przy tym te niekończące się zastępy znienawidzonych gryzących nas owadów. W końcu murek robi się niższy więc zeskakuję z rowerem, za chwilę chłopaki również. Spieprzamy gdzie pieprz rośnie przed owadami... gonią nas przez cały Łupków, w następnej miejscowości w końcu odpuszczają. Próbujemy znaleźć sklep by kupić wodę... jest 18:14, a sklepy są tu do 18:00. Porażka.
Zjeżdzamy do głównej drogi na Cisną. Następnie skręcamy do Smolnika, tam odnajdujemy Zajazd ZAGRODA CHRYSZCZATA gdzie odbywały się Zimowe Cyklokarpaty. W końcu można odpocząć, w końcu można kupić coś do picia. Napoje niestety drogie, ale kupujemy z Pawłem po dwóch małych oranżadkach 330ml. Kona kupuje inny napój w puszcze o pojemności 0,5l.

Zastanawiamy się co dalej, do Cisnej kawałek, do Połonin jeszcze większy. Jesteśmy zmasakrowani, sił brak, nikt z nas nie ma ochoty by jutro powtórzyć podobną trasę, tyle, że z jeszcze wyższymi górami bowiem w Bieszczadach, gdzie lasów chroniących przed słońcem jest mniej, nie przy takiej temperaturze. Kona wymyśla zwyczajnie wrócić nocą do domu, wszyscy się zgadzamy. Lepiej teraz w chłodzie nocą, niż jutro. Po terenowej trasie nie wiadomo czy w ogóle bylibyśmy w stanie wrócić nie tyle w niedziele, co do poniedziałku rano - a musiałem być wtedy w pracy. Lepiej nie ryzykować. Na wszelki wypadek napełniamy bidony wodą z kranu w WC :P
Po 2 czy 3 kilometrach okazuje się, że chyba tak miało być, spotykamy otwarty sklep mimo, że jest już po 20-stej, a godziny otwarcia teoretycznie do 19:00. Straciliśmy już wszelką nadzieję, a tu taki cud, taki dobry znak który napełnia nas nowymi siłami. Kupujemy żarcia, słodyczy, napojów, i gotujemy się do dalekiej podróży do domu. Mamy też kiełbasę na ognisko.
Przed nami ostatnie z większych wyzwań na trasie - Przełęcz Żebrak. Podjeżdżamy z Mikowa. Gdy podjeżdzamy robi się ciemno. Chłopaki tradycyjnie w połowie podjazdu uciekli mi w górę, znowu musiałem ich gonić. Gdy zacząłem gonić, przeforsowałem z tempem i musiałem się zatrzymać by odpocząć się i napić większej ilości wody. Zjeżdzamy w dół, cały czas w dół, najpierw terenowym odcinkiem do Rabego, później asfaltowo do głównej drogi, tam do Baligrodu, krótki przystanek na rynku pod czołgiem. Jedziemy dalej, chłodno, ciemno, mamy lekko w dół praktycznie, aż do Leska. Mimo przebytych kilometrów jedzie się bezproblemowo. Rozpalamy ognisko (z przygodami, pożyczając zapaliczkę od tubylców) gdzieś na miejscu biwakowym nad Sanem, z ławeczką i stolikiem.
Spoko mi się jedzie, zapomniałem o zmęczeniu, aż do pierwszych górek za Leskiem. No może nie pierwszych, ale gdzieś przed Zagórzem nie daję już rady. Kolejnych kilka podjazdów przed Sanokiem, na jednym prowadzę rower. Wcześniej mówiłem chłopakom, że mogą jechać sami i mnie zostawić, że ja wrócę sobie sam. Przejeżdzam cały Sanok, a ich nie ma. Myślałem, że posłuchali mojej rady by być wcześniej w domu, okazuje się, że czekali na mnie na jednej ze stacji paliw. Czekali dobrych 20 minut, ja w tym czasie postanowiłem jechać wzdłuż Sanu drogą na Dynów gdzie jest nieco dalej, ale przynajmniej nie ma podjazdów. Nie pamiętam gdzie byłem, ale już daleko za Sanokiem gdy zadzwonili (Międzybrodzie lub Mrzygłód).
Przy rzece całkiem fajnie się jechało, jednak jazda po płaskim daje niesamowity profit do szybkości i łatwości kręcenia. San spowijały nocne mgły, ksieżyc był kilka dni po pełni więc nawet bez lampki wszystko widziałem. W Uluczu kładką na drugą stronę Sanu. Wiele razy tędy wracałem, ale gdy nigdy nie było tak pięknie jak teraz gdy powoli zaczynało się rozjaśniać. San, morze mgieł, wyspy lasów, wszystko coraz bardziej złociste skąpane w promieniach słońca przebijającego się od wschodu przez pierwsze wyniosłe nad Dolinę Sanu wzgórza i wzniesienia Pogórza Przemyskiego.
W Nodrzcu robię przerwę pod dębem nad nadrzeczną skarpą, ktoś balował tu w nocy, są butelki po browarach, coli, papier z pizzy, jakieś papiery... patrzę, a tu 20zł leży w rosie na trawie :) Przygarnąłem zdobycz skoro los postanowił mi dofinansować wycieczkę. Taki miły akcent dodał mi sił. Dalej jechałem już bez problemów, aż do Rzeszowa. Problemem był jedynie brak wody, niedziela rano nie jest dobrym momentem na zakupy, gdy jedzie się przez małe miejscowosci. Pierwszy otwarty sklep był dopiero w Borku Starym.

Podsumowując ten wyjazd to totalna masakra, nie dla mnie takie wyjazdy. Nie mam już kondycji by jeździć z domu rowerem w góry, później po górach, i wracać również rowerem. W Bieszczady to tylko dojazd samochodem, albo mieć kilka dni wolnego więcej (a na to się nie zanosi). Zrobilismy 225km, w terenie między 55 a 60 km, w tym po granicy (nie liczyłem dokładnie) pewnie z 40km. Gdybyśmy jechali asfaltem spokojnie byłoby drugie tyle, może nawet 500km. Kto wie... ja nie wiem i nie chce wiedzieć - wole takie górskie trasy. Do pełni szczęścia zamieniłbym tylko czas przeznaczony na dojazd i powrót na kolejne godziny spędzone na beskidzkim paśmie granicznym.

Fotorelacja stworzona dzień wcześniej, przez co część informacji może się pokrywać. Dokładny początek fotorelacji znajduje się w poprzednim wpisie.
przełom rzeki Jasiołki między Piotrusiem (728m), a Ostrą (678m) - biegnie tam nasza droga... © Petroslavrz

rzeka Jasiółka - schładzamy się, obmywamy rowery z błota, smarujemy łańcuchy © Petroslavrz

Piotrek jest dokładny :P © Petroslavrz

Daliowa - ciekawie ułożony flisz karpacki w korycie Jasiołki © Petroslavrz

Jaśliska - miasto lokowane w 1366 r. przez Kazimierza Wielkiego © Petroslavrz

Jaśliska - kościół św. Katarzyny - miasteczko słynie z cudownego obrazu Matki Boskiej Jaśliskiej koronowanego w 1997 przez Jana Pawła II © Petroslavrz

Jaśliska - ratusz - ostatnio o miejscowości zrobiło się głośniej za sprawą filmu "Wino Truskawkowe" kręconego tu w 2008 r. © Petroslavrz

jacyś dwaj kolarze chowają się pod sklepem w cieniu drzewa... © Petroslavrz

pod raz drugi w tym dniu przypuszczamy szturm na graniczne pasmo Beskidu Niskiego - w oddali Kamień nad Jaśliskami (857 m n.p.m.) © Petroslavrz

potok Bielcza w którym znów nurkujemy dla ochłody / przez kolejnych kilka km, zdaje się nam, że temperatura (34°C w cieniu) spadła o jakieś 10-15° © Petroslavrz

Lipowiec - zniszczony mostek za dawnym PGR © Petroslavrz

Rezerwat Kamień nad Jaśliskami - z porastającymi go lasem bukowym i bukowo-jodłowym, interesującymi formami skalnymi i unikalnymi bagniskami zwanymi przez miejscową ludność "berezedniami" © Petroslavrz

początek podjazdu to fajny i przyjemny... asfalto-szuter? szutr-asfalt? © Petroslavrz

później też nie jest najgorzej... © Petroslavrz

potem niebieskim szlakiem płynie potoczek do którego wchodziliśmy, a raczej gdzieś tutaj są jego początki © Petroslavrz

poziom trudności wzrasta © Petroslavrz

jeśli nawet Kona prowadzi rower to o czymś świadczy... © Petroslavrz

Kamień nad Jaśliskami 857 m n.p.m. (nazywany kiedyś Bieszczad) jest najwyższym wzniesieniem w całym wschodnim i środkowym Beskidzie Niskim © Petroslavrz

dwóch Piotrków i dwie różne metody poruszania się w dół :] © Petroslavrz

cmentarze wojenne żołnierzy rosyjskich i austro-węgierskich, poległych na zboczach góry Kamień (859 m n.p.m.) w latach 1914- 1915, podczas tzw. "Bitwy o Przełęcze". © Petroslavrz

wesoły patrol straży granicznej © Petroslavrz

Kamień nad Jaśliskami z innej perspektywy, lub coś słowackiego - nie mam pewności © Petroslavrz

jazda przez łąki gdzieś między Szerokim Jasienikiem [771 m], a Kopriwiczną [709 m] © Petroslavrz

Słowacki rezerwat przyrody - Haburske Raselinisko - kładka przez mokradła i torfowiska © Petroslavrz

Vodojem... przed szczytem Weretyszów (742 m) czyli... © Petroslavrz

...zbiornik wody - podejrzewaliśmy, że mogł się tu znajdować jakiś wojskowy budynek posterunek © Petroslavrz

widok z granicy na południe: Laborecka Vrchovina - tak własnie zwana jest przez Słowaków ta część Beskidu Niskiego © Petroslavrz

Kanasiówka (Baba) 823 m n.p.m. - zródło Wisłoka - na jej zachodnim zboczu swój początek ma nasza (mowa tu o Rzeszowianinach) rzeka © Petroslavrz

Wielki Bukowiec (848 m) - słow. Paseky / stara wieża widokowa - testowaliśmy ją sierpniu ubiegłego roku (patrz wpis - 20 sierpnia 2011) © Petroslavrz

widać słowacką robotę, oni strasznie dbają o szlaki... © Petroslavrz

Przełęcz Radoszycka, Przełęcz Beskid nad Radoszycami, (słow. Laborecky priesmyk) 684 m n.p.m. © Petroslavrz

&feature=plcp
dawny znak graniczny, obelisk z widocznym jeszcze herbem Królestwa Węgier © Petroslavrz

namiot, chatka, darmowe miejsce noclegowe dla turystów, na Słowacji normalna sprawa... w Polsce raczej nie do pomyślenia :( © Petroslavrz

miało być już łatwiej, a było tragicznie... najbardziej hardkorowy odcinek granicy PL-SK jaki znam, szkoda gadać... © Petroslavrz

Na powyższym zdjęciu było jeszcze fajnie. Poźniej zarośla stawały się coraz gęstsze i gęstsze, w końcu wylądowaliśmy w pokrzywach po szyje, pogryzieni przez hordę bąków (których na podkarpaciu jest w tym roku jest wyjątkowa plaga). Od wzniesienia Siwakowa Dolina (689 m) czerwony szlak był koszmarem. Zdesperowani będąc na przełęczy Łupkowskiej darliśmy na oślep przez krzaczory... byle w dół, byle się stąd wydostać, czułem się jak w pułapce, przeklinam ten odcinek po wsze czasy nikt mnie już tam nigdy nie zaciagnie nawet siłą.
Przełęcz Łupkowska - widoczny staje się tunel kolejowy i tory... Dzięki Ci Panie! © Petroslavrz

Przełęcz Łupkowska – oddzielająca Beskid Niski od Bieszczadów, a jednocześnie Karpaty Zachodnie od Wschodnich. Pod przełęczą, granicą polsko-słowacką znajduje się tunel o długości 642 metrów. © Petroslavrz

Łupków - stacja kolejowa © Petroslavrz

zjazd z Nowego Łupkowa do Smolnika / w tle pierwsze z Bieszczadzkich szczytów © Petroslavrz

Smolnik - droga nad doliną Osławy / w tle niższe partie Pasma Wysokiego Działu w Bieszczadach © Petroslavrz

Przełęcz Żebrak (816 m) - dla rowerzystów kultowe miejsce w Bieszczadach / przecinamy Pasmo Wysokiego Działu © Petroslavrz

dalej wielo-kilometrowy zjazd - w końcu możemy odpocząć / WODA ŚWIECONA Pawła :) © Petroslavrz

Baligród / Nocny powrót Bieszczady-Rzeszów © Petroslavrz

ognisko o północy nad Sanem © Petroslavrz


  • DST 162.80km
  • Teren 40.50km
  • Podjazdy 2300m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień1: Rz-ów > Beskid Niski: Cieklinka (512m), Kornuty (830m), Magura Wątkowska (846m), Magura Małastowska (813m), Maślana Góra (753m)

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 03.05.2012 | Komentarze 15

Pierwszy dzień wyjazdu w góry.

Mega-mocne uderzenie Beskidu...
Temperatura oscylująca w granicy 30 stopni. Poparzenia słoneczne pod koniec dnia. 40km terenu przez duże T. Prawie 2500m przewyższeń [choć Bikemap pokazuje mniej]. Cały wyjazd towarzyszył mi plecak ważący 13kg, czyli niemal tyle ile mój rower. Niemniej dałem radę. Poradziłem sobie również bez dojazdu szynobusem do Jasła, dzięki czemu miałem rozgrzewkę przed wkroczeniem w górski teren, a w cenie biletu mogłem dokupić wody i przekąsek.

"Brama Frysztacka", przez którą przedziera się Wisłok, rozdzielając Pogórze Strzyżowskie od Dynowskiego (Pasmo Klonowej Góry od Pasma Jazowej) © Petroslavrz

Frysztak - Sucha Góra i Pogórze Dynowskie z punktu widokowego © Petroslavrz

wschodnia część Pasma Klonowej Góry (charakterystyczny kształt góry Chełm 528m)) © Petroslavrz

Trzcinica - skansen archeologiczny "Karpacka Troja" © Petroslavrz

Osobnica Dolna - cmentarz wojskowy nr 16 © Petroslavrz

Osobnica Górna - cmentarz wojskowy nr 17 © Petroslavrz


Panorama z miejscowości Pagórek na Pogórzu Jasielskim - widok na Beskid Niski, a dokładnie Pasmo Magury Wątkowskiej (w tle), oraz pobliską Cieklinkę (512m) © Petroslavrz


Dzielec - kapliczka, tuż za nią biegnie granica województw © Petroslavrz

podjazd na Cieklinkę © Petroslavrz

Pogórzom... na do widzenia... (zbocza Cieklinki) © Petroslavrz

gdyż Beskid czas napocząć... © Petroslavrz

Rozdziele - Kościół, d. cerkiew greckokatolicka (1786) © Petroslavrz

Rozdziele - cmentarz wojskowy nr 85 © Petroslavrz

Wapienne - cmentarz wojskowy nr 83 © Petroslavrz

Wapienne-Rozdziele - cerkiew - Opieki MB (Pokrow) z 1785 roku, przeniesiona z Serednicy w 1984 © Petroslavrz

Wapienne - uzdrowisko © Petroslavrz

widok na zachód w stronę Magury Małastowskiej (813m) © Petroslavrz

Wapienne - podjazd szlakiem konnym ku terenom Magurskiego Parku Narodowego © Petroslavrz

mozolna wspinaczka na Pasmo Magury Wątkowskiej © Petroslavrz

ciężko, oj ciężko, szlaku konnego którym się poruszam, nie ma na mojej mapie, nie do końca wiem czy dobrze jadę, a wokół gęsta puszcza... © Petroslavrz

w końcu na wysokości 703m, dopadam zielony szlak pieszy :) biegnący granicą MPN © Petroslavrz

Rezerwat Kornuty © Petroslavrz

Rezerwat Kornuty © Petroslavrz

Rezerwat skalny Kornuty © Petroslavrz

szczyt Kornuty (830m) w Paśmie Magury Wątkowskiej + napotkani turyści © Petroslavrz

MPN © Petroslavrz

skałki przy szlaku © Petroslavrz

Magura Wątkowa (846 m) © Petroslavrz

Najwyższy szczyt Pasma Magury Wątkowskiej zdobyty, najwyższy na Podkarpaciu szczyt Beskidu Niskiego © Petroslavrz

Magura (822 m) - ołtarz polowy, pomnik Jana Pawła II © Petroslavrz

wspomniany pomnik... © Petroslavrz

widoki z Pasma Magury Wątkowskiej - rzadka sprawa - z reguły są to gęste leśne ostępy © Petroslavrz

Przełęcz Majdan - zjazd do Bartnego © Petroslavrz

Bartne - cerkiew Kosmy i Damiana © Petroslavrz

Bodaki - cerkiew św. Dymitra © Petroslavrz

Męcińska Góra (679m) © Petroslavrz

Kornuty (830m) - niedawno tam byłem, niestety z dołu skałek nie widać... © Petroslavrz

Ropica Ruska - cmentarz wojenny nr 68 © Petroslavrz

Ropica Górna - ochłodzenie, kąpiel w potoku Małastówka © Petroslavrz

Małastów... © Petroslavrz

Przełęcz Małastowska (604m) - cmentarz wojenny (nr 60) na szczycie podjazdu serpentynami © Petroslavrz

Magura Małastowska - górna stacja wyciągu narciarskiego © Petroslavrz

Magura Małastowska - po raz n-ty na rowerzu... © Petroslavrz

Magura Małastowska (813m) - Funio napisał kiedyś, że mało mej gęby na blogu, a więc proszę foto w stylu Funia :] © Petroslavrz

cmentarz wojenny 58 (Magura Małastowska) w trakcie renowacji © Petroslavrz

cmentarz wojenny nr 59 (nad Przysłupem) - przyznam: jeden z najciekawszych jakie widziałem © Petroslavrz

zboczami Magury Małastowskiej - droga której nie było na mapie, a jechało się nią wyśmienicie... © Petroslavrz

Stebnícka Magura (900 m) leżąca już po słowackiej stronie... © Petroslavrz

tzw. "Góry Hańczowskie" czyli najwyższa część Beskidu Niskiego po stronie polskiej © Petroslavrz

dalsza jazda przyjemną drogą po południowym zboczu Małastowskiej - czuję się jak surfer na fali, długo w dół, czasem górę i znów w dół... © Petroslavrz

Miejska Góra (643 m) i Bartnia Góra (629 m) - między nimi miejscowość Bielanka i mój zjazd © Petroslavrz

Szymbark - Masyw Maślanej Góry © Petroslavrz

Szymbark - szesnastowieczny dwór obronny (kasztel), dawna siedziba rodu Gładyszów - perła polskiego renesansu © Petroslavrz

wieczorny podjazd ku Maślanej Górze (753m) © Petroslavrz

sąsiednia Góra Chełm (780m) © Petroslavrz

Maślana Góra - 753m - plan wykonany :) © Petroslavrz

Maślana Góra - dzień pełen wyzwań i wrażeń dobiega końca... © Petroslavrz

widok na Tatry z "miejsca noclegowego" - rozbiłem się na polanie przy wyjeździe z lasu porastającego górne partie Maślanej. © Petroslavrz


Ciąg dalszy nastąpi...

  • DST 229.67km
  • Teren 20.00km
  • Czas 12:06
  • VAVG 18.98km/h
  • VMAX 58.40km/h
  • Podjazdy 2200m
  • Sprzęt Karpacki Tropiciel Szlaków
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Sanocko-Turczańskie: Chwaniów (Brańcowa 677m), Pasmo Braniowa (Na Opalonym 570m), Pasmo Jamnej (Jamna 598m), Pasmo Działu (Staszów 566m

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 19.03.2012 | Komentarze 15

Kolejny wyjazd przed świtem.
Ponownie ku serpentynkom w Dylągowej, zjazd do Dynowa, wzdłuż Sanu po zachodniej stronie. Widok na spadające gwiazdy i praktycznie zero samochodów, egipskie ciemności. Dopiero później bliżej Ulucza zza Pogórza Przemyskiego na niebo wzbił się księżyc i zaczął świecić, na tyle mocno, że wyłączałem lampkę gdyż wszystko było widać. Reszta już na zdjęciach, które jednak się urywają w najmniej odpowiednim momencie.

Ulucz - kładka na Sanie © Petroslavrz

Tyrawski Potok... © Petroslavrz

Rakowa - cerkiew (1850r) © Petroslavrz

Góry Słonne (ich środkowa i północna część, z kulminacją Słonnego 668m n.p.m.) z Paszowej © Petroslavrz

Siemuszowa - cerkiew p.w. Narodzenia NMP © Petroslavrz

Szybowisko w Bezmiechowej (na szczycie góry Kamionka 631m) - budynek Hotelu i Ośrodka Szkolenia Pilotów Politechnik Rzeszowskiej © Petroslavrz

Przełęcz nad Wańkową (456m) © Petroslavrz

Góra Dil, 723m, Pasmo "Ostry Dział" w Górach Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

Najrzadziej zaludniony powiat w Polsce (19,56 osób/km²) wita :) © Petroslavrz
Rezerwat "Cisy w Serednicy" © Petroslavrz

kiedyś tutaj kończyła się Polska (PRL), a zaczynał się Związek Radziecki (lata 1945-51). 15 II 1951 roku - największa korekta granic Polski po II wojnie światowej © Petroslavrz

Łodyna - cerkiew św. Antoniego © Petroslavrz

Kamienna Laworta (769m), pasmo Ostry Dział w Górach Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

Sanocki Zakład Górnictwa Nafty i Gazu - Kopalnia Łodyna-Brzegi © Petroslavrz

d. wieś Maćkowa Wola - przełęcz Wolańska (536m) © Petroslavrz

niebieskim szlakiem pieszym na Brańcową 677 - najwyższy szczyt pasma Chwaniów w Górach Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

i to już ostatnie zdjęcie :/ dalej padły baterie, których byłem pewny, że są w pełni naładowane... kosztowna pomyłka.

Właściwie wszystko do tej pory było poranną rozgrzewką, a wszystko co najlepsze zaczęło się właśnie od Brańcowej. Najwyższego szczytu pasma Chwaniów, na zboczu znajdują się źródła rzeki Wiar. Dalej była męczarnia przez śniegi po kolana szlakiem zółto-czarnym "Śladami Wojaka Szwejka" do Przełęczy pod Brańcową, a później główną do Jureczkowej. Tam zaczynało się Pasmo Braniowa i podjazd którym jechałem kiedyś z Pawłem (Kundello21), następnie niebieskim szlakiem pieszym drogą Agencji Lasów Państwowych na Braniów 555m, Rezerwat na Opalonym, zostawiłem rower przy na granicy rezerwatu i poszedłem według mapy ścieżką w las, tam odnajdują szczyt Na Opalonym 570m - najwyższy w tym paśmie. Dalej niebieskim na Pasmo Jamnej, które akurat w tym miejscu dość łagodnie łączy się Pasmem Braniowa (miałem szczęście) przez Przełącz Wecowską (532m) w sumie z impetem z rozpędu wjechałem na górę, tam znów zostawiłem rower i poszedłem zaczynającym się tam zielonym szlakiem (przez śniegi) na pobliską Jamną 598m (najwyższą w tym paśmie). Dalej przez Arłamów kieruję się drogą na Przemyśl, biegnącą wzdłuż potoku Turnica. Po kilku kilometrach odbijam na Pasmo Działu Leśną drogą, szutrowa, wokół pełno śniegu jednak ona z jakiegoś powodu niemal zupełnie sucha. Korzystam z tego faktu mijam szczyt Dział (553m) który jednak nie jest tu najwyższy choć wskazywałaby na to nazwa pasma. Za nim znajduje się Staszów 566m, to właśnie on. Znów z buta jak to robiłem wcześniej, Może ze 100m i jestem na górze. Dalej zjazd, dość szybki i dość szybko robie się cały brudny ku dolinie rzeki Wiar. Tam przez kładkę do drogi na Birczą, przy rozjeździe do Trójcy myślę, tyle razy tędy jechałem, a nigdy nie skręciłem w lewo. Uderzam więc w lewo, przez były rządowy ośrodek w Trójcy, obecnie już prywatny. Dalej przed siebie, aż do rozjazdu na północ, gdzie czeka mnie podjazd w stronę dawnej wsi Krajna, gdzie na samej górze znajduje się pas startowy Krajna (dawne lotnisko dignitarzy PRL którzy przebywali w ośrodku rządowym w Arłamowie). No niesamowite jest to lotnisko, pośrodku niczego troszkę jak strefa 51 :) Choć teraz stoją tam jakieś maszyny, albo coś będzie tam robione, albo to leśnicy parkują tam swój sprzęt.

I tyle z ciekawych i przyjemnych rzeczy. Dalej już tylko powrót, ciężki, mozolny, nieciekawy, zważywszy na to, że przed 3 tygodnie z rzędu bywałem i wracałem przez te tereny miałem po prostu dość. Za dużo to jednak tego było jak na Marzec. Rano lekki przymrozek, jechałem w bluzie i kurtce, teraz prawie 20 stopni w krótkim rękawie. Organizm nie przyzwyczajony do takich warunków.
Oj, chyba mam dość roweru na jakiś czas... pasuje coś zmienić w systemie wyjazdowym bo jest nieefektywny za dużo czasu zajmuje dojazd i powrót z Rzeszowa w tak odległe tereny. Sił pewnie jest na tyle, ale szkoda czasu. Pewien pomysł mi świta... zobaczymy.