Info

avatar Ten blog prowadzi Piotr
z Rzeszowa.
Z bikestats.pl przejechałem 39927.69 kilometrów w tym 4703.37 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.97 km/h.
Więcej o mnie.


button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Galeria zdjęć

(kolejność losowa)
Dla bardziej zainteresowanych geografią naszego kraju:
reBike.pl
Rzeszów, ul. Bożnicza 6


button stats bikestats.pl
Zaprzyjaźniony serwis rowerowy
Polecam :)

Gminy przemierzone na rowerze (w naszym kraju)


Podsumowanie przerwy zimowej...

Czwartek, 20 stycznia 2011 · dodano: 22.01.2011 | Komentarze 3

Trasa: Rzeszów (Drabinianka i Budziwój) / trening siłowy - 20km na zimówce przy zachowaniu niskiej kadencji
------------------------------------------------------------------------------------
Po około 2 miesiącach "przerwy" - czyli "względnego" odstawienia dwóch kółek w kąt, nadchodzi czas by zakończyć sen zimowy. Zamierzam już na dobre rozpocząć sezon 2011 (za oficjalną datę przyjmuję w ten weekend czyli 22 lub 23.I). Całkowitej przerwy nie było gdyż jeździłem na zimówce, tudzież podstawowym rowerze przy lepszej pogodzie. Były to niemal wyłącznie typowe kursy miejskie z punktu A do punktu B.

Wyjątkami gdy licznik wskazywał dystans 30+ było nocne ognisko z Pawłem, Piotrkiem, Mateuszem pod koniec grudnia (34km) i test nowych opon w drugą niedziele stycznia (38km).

Zerkając wstecz na bloga (między innymi po to go prowadzę) widzę, że ostatni raz przejechałem:
- ponad 150km - 30 października (189km), do 150-tki zbliżyłem się jednak jeszcze 13 listopada (141km)
- ponad 100km - 14 listopad
- ponad 50km - 27 listopada [wyjazd kończący sezon].

Przerwa podyktowana była kilkoma względami, również klimatycznymi choć tymi w mniejszym stopniu, bo jeździć to ja mogę i zimą. Najważniejszy to taki, że organizm w końcu mógł odpocząć po ciężkim sezonie. Odpocząć musiał również umysł. Pod koniec sezonu w czasie jazdy odczuwałem monotonność nawet jeśli trasa była ciekawa, wymagająca, przebiegała przez tereny o zróżnicowanej rzeźbie terenu.

Zima to dla mnie czas na relaks. Relaks rozumiany jako względne lenistwo, gdyż nie jestem zwolennikiem sportów zimowych. Żeby nie było, że jedyne co robiłem to oglądanie telewizji przyznam, że nieco biegałem, lecz może to zbyt duże słowo, lepszym określeniem byłby lekki jogging. Nieco kopałem (piłka nożna). Stosowałem lekkie ćwiczenia siłowe (trening obwodowy - wszystkie partie ciała bez rozbijania każdej na poszczególne dni tygodnia) z wykorzystaniem tego co mam w domu czyli hantle z których ciężar każdej do 14,5kg oraz na ćwiczenia na drążku - te ze szczególnym naciskiem (podciąganie nachwytem i podchwytem). Ogólnie przeważały ćwiczenia wzmacniające plecy.
Istniały plany by się porozciągać, ale tu akurat wygrało lenistwo. Zamierzam nadrobić to teraz i a później prowadzić regularny streching w ciągu sezonu.
Żałuje że nie prowadziłem dziennika ćwiczeń - zastanawiam się nad wprowadzeniem czegoś takiego najlepiej w formie elektronicznej, być może wpleść w bloga (np. cotygodniowy w ramach wpisu czwartkowego - zwykle w czwartek odpoczywam). Jednak myślę, że znajdę ku temu lepsze miejsce.
Podczas przerwy zająłem się również wieloma prywatnymi sprawami na które jakoś nie było czasu w sezonie, większość z nich pominę - gdyż to sprawy prywatne :) Miałem też kilka prac domowych z większym przemeblowaniem które zajęło najwięcej czasu.
Najważniejsze to, że w końcu przeprowadziłem porządną kontrolę zdrowia, a więc podjąłem kilka badań lekarskich - w moim przypadku był to okulista (jestem krótkowidzem - wada bez zmian - czyli ok), stomatolog (cóż kolarze, nasza dieta obfituje w cukry, a one najlepszym przyjacielem uzębienia nie są :P) - coś tam było to podleczenia, oprócz tego postanowiłem zrobić rutynową morfologię krwi - parametry niemal idealne.
Intuicja podpowiadała mi jednak, że coś jest nie tak - właśnie podczas wyczerpujących wycieczek rowerowych zwłaszcza w górach gdzie mimo pozornej pełni sił i mocy, zdawało mi się że coś jest nie tak... to znaczy czułem się silny i sprawny, ale miałem wrażenie, że powinno być jeszcze lepiej. Że kiedyś było lepiej... a przecież w latach poprzednich przejeżdżałem góra połowę tego co w tym sezonie, z mniejszą ilością podjazdów i na gorszym sprzęcie. Tłumaczyłem więc to sobie możliwym przetrenowaniem lub tym, że kiedyś dodatkowo trenowałem biegi, a te zdawało mi się bardziej hartują kondycje.
Koniec końców zrobiłem dodatkowe prywatne badania z dziedziny medycyny sportu, szybko wyszło co jest nie tak. Wtedy sprawa wydała mi się oczywista i pozostało mi się dziwić że wcześniej tego nie zauważyłem. Po chwili namysłu i sięgnięciu w głąb pamięci wiedziałem już, że przecież niemrawe bo niemrawe objawy po wyczerpującym wysiłku występowały jeszcze w czasach liceum!

Okazało się, że dzięki intensywnej jeździe na rowerze w roku 2010 byłem w stanie wykryć u siebie dość szybko schorzenie, w jego początkowym stadium rozwojowym, przez to proste w leczeniu (1 dzień + około miesiąc gdzie trzeba się poddać niewielkiej regeneracji) które gdybym prowadził "normalne" życie byłoby najprawdopodobniej bezobjawowe i niezauważalne. W konsekwencji groźne np. za 10 czy 20-cia lat. Wtedy leczenie o wiele trudniejsze i a to tego czasu mogło by wyniknąć wiele powikłań. Zapewne nie zwróciłbym na nie uwagi lub zbagatelizował, a dopiero te powikłania zaowocowały by wizytą u lekarza i późnym wykryciem. Przyznam, że po raz kolejny w moim dotychczasowym życiu miałem dużo szczęścia. Ogólnie rzadko mnie ono opuszcza, choć często na to nie zasługuje lub też ktoś dobrze nade mną czuwa. W tym miejscu jako wierzący muszę podziękować Bogu. Myślę też, że trafił mi się dobry anioł stróż.
Całą sprawą trochę się martwiłem, napsuła mi nastroju, zaprzątała głowę, jednak teraz wiem, że to było błogosławieństwo i mogę się wyłącznie cieszyć. W szczegóły nie wnikam wybaczcie, pozostawiam je dla najbliższych.

Sprawdzić swoje zdrowie co jakiś czasu polecam każdemu, szczególnie tym którzy uprawiają bądź zamierzają aktywnie uprawiać sport.

Strasznie się rozpisałem, ale musicie mi wybaczyć - bloga prowadzę również dla siebie. Zwykle staram skupiać się na aspektach rowerowo-turystycznych mogących być ciekawymi dla innych osób, dbam również by nie zabrakło treści w formie obrazkowej :) [jedno zdjęcie potrafi powiedzieć/oddać więcej niż stos słów].
Aczkolwiek wpis ten po części jest egoistyczny - skupiony na mnie, bo poniekąd traktuje go jako raport dla samego siebie czytającego to za jakiś okres czasu. Poniekąd jest również refleksyjny.

Ze swojej strony życzę zdrowia i szczęścia wszystkim zaglądającym.

Na koniec już sam sobie :P życzę w tym roku podobnych jak ten z września podjazdów: 30km i 1762m różnicy wysokości bądź przebicia któregoś z tych parametrów. Co chyba jest w Polskich warunkach niewykonalne, ale może u któregoś z naszych sąsiadów... kto wie...
Góry Biokovo: podjazd Podgora-Sv.Juri © Petroslavrz


PS. O ile w sezonie 2010 wyjazdy były w dużym stopniu chaotyczne, często nieprzemyślane bez jakiegokolwiek większego planu (mam na myśli ich ilość, natężenie, częstotliwość, trwanie). Każdy wyjazd był osobnym epizodem. Planowałem kolejne trasy nie zastanawiając się czy dobrze robię jadąc je w danym dniu. Wynikła z tego zbyt duża ilość długich wyjazdów, w stosunku do tych krótszych. Te krótsze zaniedbywałem, wynikało to między innymi z braku celu jazdy. Przy długich wycieczkach cel był prosty - w dużym uproszczeniu: zwiedzanie/zdobywanie - był to punkt/punkty na mapie gdzie trzeba się było dostać. Oczywiście do tego największa przyjemność jazdy, przygody w nieznanym terenie, i mnogość ciekawych niespodziewanych czynników/zdarzeń/miejsc po drodze.
Bliższe tereny, a więc okolice Rzeszowa przemierzone wiele razy nie budziły już takich emocji/zaciekawienia. Myślę, że mogło to niekorzystnie wpływać na moją formę. Mogłem hamować jej rozwój gdyż zabrakło równowagi. Skutkowało to zadyszkami i przerwami w ciągu sezonu.

W tym sezonie zamierzam trzymać się większego planu... Jeździć i trenować z głową... będzie więc okazja by częściej pojeździć w najbliższych okolicach...


ale o tym już w kolejnym wpisie gdyż ten i bez tego rozrósł się to gigantycznych rozmiarów... chciałem zmieścić się w kilku zdaniach - nie wyszło :P

Czas przerwy był to też czas zjechania 4,5 letnich włosów z głowy do poziomu zerowego. Ale o tym było już wcześniej.


Komentarze
kundello21
| 17:18 sobota, 22 stycznia 2011 | linkuj Jesteś nie do zdarcia i żadna choroba nie ma z Tobą szans:)
kona
| 10:11 sobota, 22 stycznia 2011 | linkuj Ciekawie napisane, fajnie się czyta:) Życze powrotu do pełnego zdrowia i mam nadzieje że w tym sezonie uda się wspólnie pojeździć.
A ścięcie włosów pewnie nie łatwa decyzja ale ze względy na to że jeździsz na rowerze wydaje się słuszna.
azbest87
| 09:35 sobota, 22 stycznia 2011 | linkuj Przeczytałem całość i czekam na kolejny wpis z planem treningowym:)
Pozdro!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa nanic
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]