Info

avatar Ten blog prowadzi Piotr
z Rzeszowa.
Z bikestats.pl przejechałem 39927.69 kilometrów w tym 4703.37 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.97 km/h.
Więcej o mnie.


button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Galeria zdjęć

(kolejność losowa)
Dla bardziej zainteresowanych geografią naszego kraju:
reBike.pl
Rzeszów, ul. Bożnicza 6


button stats bikestats.pl
Zaprzyjaźniony serwis rowerowy
Polecam :)

Gminy przemierzone na rowerze (w naszym kraju)


Pierwsza trasa Leona. Sobotnie górki z tatą. (Podgórze Rzeszowskie)

Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 26.08.2012 | Komentarze 6

Późnym rankiem z Leonkiem wybraliśmy się w naszą pierwszą trasę.

Z racji tego, że nie wiedziałem jak dziecko zareaguje na jazdę w foteliku nie miałem konkretnego pomysłu gdzie jechać. Pojechaliśmy więc bulwarami, ścieżką nad Wisłokiem, później nad Zalew i Żwirownie. Na początku synek nic nie mówił i zachowywał duży dystans do jazdy (misterna konsternacja), lecz z każdą chwilą coraz bardziej się rozkręcał. Widać rozgryzł to nowe doświadczenie i zaczynało mu się ono podobać. Zrobiliśmy sobie przerwę (na karmienie kaczek), po której wyruszyliśmy na konkretniejsze tereny, na początek słynny 17% podjazd do przekaźnika na Łanach. Później Matysówka i na Rocha. Podjazdy z dodatkowym obciążeniem z przodu pokonuje się naprawdę wygodnie.
Świetna zabawa. Piszczeliśmy, śpiewaliśmy, krzyczeliśmy, widzieliśmy różne zwierzątka i drzewka.
Zupełnie niepotrzebnie zastanawialiśmy się czy 8 miesięcy do dobry wiek na rozpoczęcie jazdy w foteliku. Wcześniej mieliśmy z żoną nie próbować tego w tym roku i jazdę w foteliku odłożyć do wiosny, początku kolejnego sezonu.
Jednak widząc jak rozwija się Leonek zarówno pod względem motorycznym jak i intelektualnym stwierdziliśmy, że jest już gotowy. Silne chłopisko przy meblach chodzi przy meblach od początku lipca, jeśli nie dłużej, a teraz wyrywa się do samodzielnego chodzenia. Gada, śpiewa itd...
Sądzę, że z tak małym dzieckiem w grę wchodzi jedynie jazda w przednim foteliku, gdzie ma się je cały czas na widoku pod kontrolą, nadzorem i opieką. Malec słyszy więcej i dokładniej co się do niego mówi i widoki na pewno ma ciekawsze...
Później po zasłużonej poobiedniej drzemce pojechaliśmy jeszcze do mamy do pracy i z nią wróciliśmy w trójkę rowerami przez rzeszowskie ulice.
Leon zachwycony z nowym sposobem spędzania czasu :) © Petroslavrz

pod przekaźnikiem na Łanach © Petroslavrz

widoki na Pogórze © Petroslavrz


Miejskie km (21-24.VIII)

Piątek, 24 sierpnia 2012 · dodano: 24.08.2012 | Komentarze 3

Kurier przywiózł w środę potężny artefakt...

Nic nie będzie już takie jak dawniej...

Dobra przesadzam, ale nasz (z żoną) rowerowy świat ulegnie modyfikacji.
Szczegóły wkrótce.

Ja do pracy, a tu kapeć...

Poniedziałek, 20 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0

Sytuacja o której już napomknąłem w poprzednim wpisie.
Szybka podmiana na rower żony... i... oponki Schwalbe Marathon których używałem zimą, a później oddałem małżonce zdają się płynąć, wręcz same jechać. Rozpędziłem się raz i za moment byłem w pracy. Prawie zerowy opór, raz rozpędzone jadą i jadą i jadą itd. Na miejskie jeżdżenie i asfaltowe trasy idealne...
Kategoria ~ Po Rzeszowie


Pogórze Strzyżowskie XC - 100km przez noc, brzask, świt i poranek

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 2

Płomienna czerwień błękitu, jaśniejąca łuna znad szczytu...

Bardzo chciałem gdzieś pojechać, lecz czas wolny miałem tylko do godziny 11 rano. Później pilnowałem synka. Postanowiłem pogodzić te dwie przyjemności, wskutek czego wyjechałem gdy na zewnątrz panowała jeszcze ciemność nocy.
Po nocnym dojeździe do Stępiny, miała być dawka prawdziwego MTB. Jednakże przebieg trasy jak i parametry jej długości i trudności uległy zmianie. Zamiast MTB i błota zrobiło się sielankowe XC po szutrach we mgłach rozświetlonych blaskiem wschodzącego słońca.
Strzyżów nocą - krzyż na Żarnowskiej Górze © Petroslavrz

Tunel schronowy w Stępinie-Cieszynie © Petroslavrz

Tunel schronowy w Stępinie-Cieszynie © Petroslavrz

nie ma to jak... bunkier... w przydomowym ogródku :) / jeden z zespołu schronów w Stępinie © Petroslavrz

W tym miejscu miałem wjechać w teren szukać pewnego wodospadu, później przebić się zielonym szlakiem pieszym przez górujące nad schronami wzniesienie Kopalinę do Gogołowa. Lecz przyjechałem do Stępiny dużo wcześniej niż sądziłem i uznałem, że jest jeszcze zbyt ciemno na takie atrakcje.
Trasa miała prowadzić przez Gogołów i wyciąg narciarski być może na Wzgórza nad Warzycami (nad Jasłem), zależnie od czasu.
Na miejscu wybrałem jednak inny wariant - Górę Chełm.
ze względu na ciemności i zbyt wczesną porę jadę asfaltem do Rezerwatu Góra Chełm... © Petroslavrz

Na przełęczy pod Chełmem zastanawiam się dalej... Jeśli wjadę w gęsty las Rezerwatu to ominie mnie wschód słońca... © Petroslavrz

ruszam więc żółtym szlakiem pieszym, polną drogą, na sąsiednie bezimienne wzgórze (459m) z wysokim drewnianym krzyżem © Petroslavrz

po chwili jestem na górze, był to zdecydowanie dobry pomysł. Mam świetny wgląd na wszystkie tereneny dookoła. © Petroslavrz

Stępina-Chytrówka - widok na górę Chełm (528 m n.p.m.) na Pogórzu Strzyżowskim, będąca częścią Pasma Klonowej Góry (widoczne po lewej stronie) © Petroslavrz

poranne morze mgieł w dolinie rzeki Stępinki, wzlewające się z doliną Wisłoka. W centralnej częsci zdjęcia tzw. Brama Frysztacka © Petroslavrz

"Brama Frysztacka" czyli miejsce gdzie rzeka Wisłok, rozdzielająca Pogórze Strzyżowskie od Dynowskiego tworzy przełom pomiędzy zbiegającymi się wzgórzami. © Petroslavrz

wschód słońca / gdzieś na żółtym szlaku między Stępiną, a Jaszczurową © Petroslavrz

po lewej stronie: wzgórze Janków nad Cieszyną (ok 360 m n.p.m. - z masztem), za nim Pasmo Jazowej, w tle Pasmo Królewskiej Góry (554m) / po prawej: "Brama Frysztacka" i zbocza wzgórza Kopalina © Petroslavrz

serpentyny w Jaszczurowej © Petroslavrz

porzucam szlak i "jadę po swojemu" przez góry, lasy, pola, doły :) / w tle budynek szkoły w Jaszczurowej © Petroslavrz

skała Dudniacz na Pogórzu Strzyżowskim (nazwa ze względu na charakterystyczny dźwięk gdy na niej tupnąć) © Petroslavrz

ostre słońce przebija się przez mgły / na zdjęciu kolejne cele: dwa wzgórza w Szufnarowej, pierwsze bliższe z 1 masztem (413m), drugie z dwoma (436m) © Petroslavrz

na bezimiennej górce w Szufnarowej, w tle Pasmo Jazowej na Pogórzu Dynowskim © Petroslavrz

Szufnarowa - dwumasztowiec z wieżą triangulacyjną (436m) [nad przysiółkami Świńskie Rzeki i Łysakówka] © Petroslavrz

przekrój przez górki Pogórza Strzyżowskiego w kierunku północnym, opadające ku Kotlinie Sandomierskiej © Petroslavrz

Grodzisko Strzyżowskie - kościół we mgle © Petroslavrz

Zawadka-Góra - charakterystyczna niebieska kapliczka © Petroslavrz

Pstrągowa - ośrodek "Siedlisko Janczar" czyli hotel, karczma, stadnina, baseny itp itd... © Petroslavrz

Pstrągowa-Smykówki - końcówka asfaltu, dalej lasem do przysiółka Pyrówki © Petroslavrz

pod koniec trasy wiodącej później przez Rezerwat Wielki Las i Krzyż Milenijny w Niechobrzu zabrakło mi sił, odcięło prąd... © Petroslavrz

Powód takiego stanu rzeczy objawił się dopiero na się dopiero dzień po tej wycieczce, gdy W TYLNYM KOLE NIE BYŁO POWIETRZA. W oponę wbił się mały drucik, spowodował mikroskopijnych rozmiarów dziurkę w dętce, gdy wracałem powoli i stopniowo traciłem ciśnienie nawet tego nie zauważając, choć coś mi nie pasowało. Sądziłem, że przyczyną słabości był niedostatek snu i absurdalna godzina wyjazdu z domu.

Pogórze Dynowskie: chybkim tempem na Hyb (437 m) jazda... i chyba na Hyba szczycie byłem...

Piątek, 17 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 4

...celu chyba nie chybiłem :P

W Domaradzu na Pogórzu Dynowskim jest góra którą ludzie nazywają Chyb. Nikt nie wie skąd nazwa ta się wzięła, być może jest starsza niz sam
Domaradz, być może sięga czasów gdy wsi jeszcze nie było a na jej miejscu stało grodzisko prasłowiańskie.
Jakkolwiek by nie było, faktem jest iż ludzie zawsze byli
pewni że góra ta jest pełna tajemnic i niebezpiecznie jest wybierać się na szczyt po zmroku. Po co zresztą normalny człowiek wchodził by na górę...
(reszta zapożyczonego tekstu tutaj: http://mojekarpaty.republika.pl/legendy.html)

Tytułową górkę mijałem już dziesiątki (jeśli nie setki) razy jeżdżąc rowerem (i nie tylko, gdyż u jej podnóży biegnie krajowa droga nr 9) w różne inne miejsca, bądź z nich wracając. Zawsze było jakoś nie po drodze... Często wpatrywałem się w to wzniesienie, kilka lat temu nawet planowałem tam wjechać, ale później myśli takowe zanikły. I dobrze się stało gdyż teraz z chęcią zabrałem się za odkrywanie nowych terenów na terenach które ogólnie traktuje jako "dobrze mi znane" - w tym miejscu dziękujeMiciowi, gdyż dzięki jego wyjazdowi, pomysł ten odnalazł się w zakamarkach mojego umysłu, odżył i został wprowadzony w życie.

Hyb czy też Chyb specjalnie nie zachęca do jazdy czy włażenia na niego gdyż nie prowadzi tam żaden szlak turystyczny, a teren wokół jest oddzielony jest oceanem zarośli i gęstym lasem (odrobinę łatwiej jest, od drogi asfaltowej Blizne-Golcowa). Również w porównaniu do okolicznych wzniesień nie jest specjalnie atrakcyjny, niższy od swoich sąsiadów. Kawał lasu na górce. Powiedziałbym, że na nic tam nie ma, gdyby nie fakt, że znalazłem wysoki drewniany butwiejący już krzyż z 1966 roku (jest on zaznaczony na mapach), a nieco dalej w szczytowej części Hybu małą metalową kapliczkę. Na początku obecnego stulecia przez chwilę o Hybie zrobiło się głośno ze względu na planowaną budowę monstrualnego krzyża nad Domaradzem - 177 metrów :) Jednakowoż wszystko skończyło się w sferze marzeń ówczesnych samorządowców i proboszcza.

Odczułem ponownie jak dobrze jest pojeździć po okolicach Rzeszowa, po naszym Pogórzu bez wielkiego plecaka, bez pakowania i całego zamieszania logistycznego związanego z dalszym wyjazdem. Nie robiłem tego bodajże od maja lub kwietnia. Dojazd i powrót asfaltem gdyż nie było zbyt wiele czasu, utrzymywałem średnią pod 30 km/h, ile dokładnie nie wiem bo nie używam licznika. W każdym razie szybko jak diabli, ile tylko pary w nogach.
Domaradz i pasmo Hybu (Podhyb 390m) © Petroslavrz

ser(pentyny) z dziurami... © Petroslavrz

sąsiednie górki: najbliżej Strzałówka, a dalej to już Sucha Góra i reszta ekipy © Petroslavrz

na Hyb nie jest ciężko wjechać pod względem sportowym... tam ciężko w ogóle znaleźć odnaleźć przejezdną drogę prowadzącą do grzbietu © Petroslavrz

Podhyb 390 m n.p.m. - najbardziej na północ wysunięta część pasma Hybu, drewniany krzyż z 1966 r. © Petroslavrz

u góry szlak całkiem całkiem. Poszukiwania właściwego Hybu (437 m n.p.m.). Może tutaj... © Petroslavrz

Hyb (437 m) chyba... © Petroslavrz

nie wiem gdzie ten Hyb, chyba nie ma Hyba. Ech ta moja centymetrowa dokładność w zdobywaniu górek, dziś mi przeszkadzała. Jakiś znaczek w ziemi - Hyb? - pewności nie mam. © Petroslavrz

Krzyż gdzieś na paśmie Chybu, zapomniane miejsce... przynajmniej takie sprawia wrażenie... © Petroslavrz

krzaki, pokrzywy, kolce, urywające się leśne trakty, błądzenie i inne ciekawostki podczas zjazd do Golcowej... w tle Pasmo Wilczego © Petroslavrz




Miejskie km (13-17.VIII)

Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 0

Do/z pracy + w poniedziałek odwiedzić siostrę w szpitalu.

Zaległa panorama (4.08.2012) Gór Sanocko-Turczańskich znad Jeziora Solińskiego.

Na ostatnim planie jedna z bardziej popularnych części tych gór - Pasmo Gór Słonnych (ciągnące się mniej więcej od Sanoka).

służbowa Boguchwała, kładką przez Wisłok

Sobota, 11 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 1

Sobota w pracy. Niemniej zrobiłem krótką trasę gdyż, podjechałem służbowo sąsiedniej Boguchwały, na ul. Techniczną gdzie zlokalizowane są prawie wszystkie tamtejsze zakłady. Podczas powrotu kładka i nieco szutrów.
kładka w Boguchwale strasząca swym obecnym stanem / mój rower również straszy... © Petroslavrz


GÓRY SANOCKO-TURCZAŃSKIE: Żuków 768m, Kamienna Laworta 769m, JAWORNIKI 909 m, Jezioro Solińskie - wschódnim brzegiem. 336 km z Rzeszowa.

Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 13.08.2012 | Komentarze 8

Trasa dnia pierwszego miała na celu przejazd przez najwyższe polskie partie Gór Sanocko-Turczańskich z ich najwyższych szczytem Jawornikami 909m.
Tereny te w ogólnym mniemaniu przez większość osób traktowane są jako Bieszczady. Dzieje się tak z powodu niewystarczającej wiedzy lub jest to celowe zagranie w celach marketingowych - bo przecież lepiej sprzedają się noclegi w Bieszczadach. Trudno jednak dziwić się prywatnym właścicielom hoteli, pensjonatów, czy mieszkańcom trudniącym się agroturystyką gdy nawet placówki administracji państwowej stosują podobne zabiegi. Aczkolwiek jest to powiat bieszczadzki, może to trochę usprawiedliwiać te drobne przekłamania, niemniej takie wciskanie ludziom ciemnoty nie powinno mieć miejsca na szczeblu państwowym. Niemniej nieważne. Może to są Bieszczady, a ja się nie znam ;) :P

Miało być kilka dni, wyszło jak wyszło > rajd 24-godzinny. Coś na wzór "24h Le Mans" z tym, z dwoma zerwanymi nocami, z tym że na rowerze po górach.

Opisu poza tym co na zdjęciach i kilku słów na końcu nie będzie, gdyż musiałby być zbyt długi, a samego od przewijania zdjęć i tak może rozboleć ręka (ale nie chce mi się już zmniejszać ich liczby).

Załuż - Góra Sobień - poranne mgły w dolinie Sanu © Petroslavrz

Synagoga w Lesku © Petroslavrz

górujący nad Leskiem kościół Nawiedzenia NMP © Petroslavrz

w Górach Sanocko-Turczańskich nie ma żartów, dzikie zwierzęta czają się na każdym kroku :) © Petroslavrz

Łobozew © Petroslavrz

Żuków... © Petroslavrz

Żuków – pasmo górskie należące do Gór Sanocko-Turczańskich. Jego grzbiet rozciąga się na długości około 25 km. © Petroslavrz

ostrzeżenie "szlak nieremontowany" przydatna informacja dla tych którzy nie lubią takich przygód - ja właśnie tego spodziewałem się planując trasę, wiedziałem że będzie tu masakra, na to liczyłem :) © Petroslavrz

początek to rozległe pastwiska... © Petroslavrz

później krzaki to szyje, lecz po krótkim odcinku znów da się jechać... © Petroslavrz

oznaczenia na szlaku są jeszcze widoczne... © Petroslavrz

później oznaczenia niemal znikają, przypadek sprawił, że się nie zgubiłem. Wszędzie pokrzywy i rośliny z kolcami. Krótkie spodenki to nie był dobry pomysł. © Petroslavrz

na samej górze zaskoczenie - oznaczenia full wypas, a przez grzbiet biegnie nowiutki zielony szlak (powstały w 2010) którego nie mam na mapie. © Petroslavrz

Żuków - 769 m n.p.m. zdobyty :) / z tablic dowiadujemy się, iż Pasmo Żukowa stanowi granicę zlewisk Mórz Bałtyckiego i Czarnego. © Petroslavrz

jak widać dało się tu podjechać inaczej, nowe szlaki są łatwiejsze, jest i rowerowy. Niemniej na pewno to mniejsza radość niż przeprawa przez gęstwiny i dzikie knieje. © Petroslavrz

Jedzie się gładko, bez trudu, bez wysiłku, jest tak łatwo, że wyczuwam jakiś podstęp... W końcu w Górach Sanocko-Turczańskich i na Pogórzu Przemyskim zawsze tak jest... © Petroslavrz

niemniej nic takiego nie ma miejsca. Są za to miejsca biwakowe jak z bajki, z łąkami do popasu koni (biegnie tu również szlak konny). © Petroslavrz

z tarasu widokowego wyłaniają się rozmyte (przez poranne mgły) sylwetki bieszczadzkich szczytów © Petroslavrz

ŻUKÓW - Holica 761 m - miejsce po byłej wieży triangulacyjnej i punkcie widokowym © Petroslavrz

Góry Sanocko-Turczańskie - Pasmo Ostrego Działu widziane z Ustianowej Górnej (od południa) © Petroslavrz

Muszę kiedyś wybrać się i przetestować to pasmo tj. przejechać całe grzbietem. Szlaku nie ma, ale trzyjąc się najwyższych partii zapewne da się to zrobić. Po głowie chodzi od marca gdy byłem w tych rejonach, ale w tym roku ciężko o wolny czas na takie wyprawy.
Góra Dil, 723m, Pasmo "Ostry Dział" w Górach Sanocko-Turczańskich (widok z północnego-zachodu) © Petroslavrz

dawna cerkiew nieopodal dawnego szybowiska w Ustianowej © Petroslavrz

Ustrzyki Dolne - czyli główne miasto tego rejonu, polskiej części Gór Sanocko-Turczańskich. © Petroslavrz

na Kamienną Lawortę > do wyboru miałem łatwy czerwony, lub niebieski, wybrałem ten o większym nachyleniu © Petroslavrz

na Kamienną Lawortę szlakiem od wschódu... © Petroslavrz

Łodyna - ostatnia wioska - za nią jedne z najdzikszych terenów w Polsce - przygraniczne partie zachodzących na siebie Pogórza Przemyskiego i Gór Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

długo pod górę... czyli to co tygrysy lubią najbardziej... © Petroslavrz

górna stacja wyciągu narciarskiego Kamienna Laworta © Petroslavrz

Góry Sanocko-Turczańskie: Chwaniów, Wysoki Dział (najbliżej), za nim Pasmo Brańcowej i Masyw Roztoki © Petroslavrz

Kamienna Laworta - niższy o 10m wierzchołek (759m) przy stacji narciarskiej © Petroslavrz

Kamienna Laworta 769 m n.p.m. - Krzyż i słup geodezyjny na szczycie © Petroslavrz

zjazd zielonym do Ustrzyk / dolina Strwiąża, z tyłu pasma Równi i Żukowa, przed nimi grzbiet Małego i Dużego Króla © Petroslavrz

Kamienna Laworta z ustrzyckich przedmieść © Petroslavrz

na południe obwodnicą bieszczadzką © Petroslavrz

Hoszów - cerkiew © Petroslavrz

Hoszów - pod cerkwią © Petroslavrz

Rabe - cerkiew św. Rodziny © Petroslavrz

Przełęcz nad Żłobkiem - zielony szlak "Żukowem..." © Petroslavrz

Żłobek - cerkiew © Petroslavrz

podjazd ku najwyższym szczytom gór Sanocko-Turczańskich © Petroslavrz

nie jest łatwo lecz jest tu szlak (nowy z 2010r). Przypuszczalnie miało go nie być, sądziłem, że trzeba będzie błądzić w lesie by odnaleźć... © Petroslavrz

gdy skończyło się błoto, czekały kolejne utrudnienia, rower na plecy i noszenie nad gałęziami przez zarośla © Petroslavrz

niemniej bez większych problemów (przynajmniej jeśli chodzi o nawigację) docieram do grzbietu © Petroslavrz

stamtąd na swój dzisiejszy główny cel: JAWORNIKI 909 m n.p.m. - najwyższy szczyt Gór Sanocko-Turczańskich (w Polsce) © Petroslavrz

zawracam na południe do szczytu Besida, lecz dalej zielony szlak staje się całkowicie zarośnięty, nieprzejezdny, a i nawet do przejścia wręcz niemożliwy © Petroslavrz

jadę w ciemno na zachód, kierując się jakimś leśnym traktem leśnictwa lub straży granicznej © Petroslavrz

Placówka Straży Granicznej w Czarnej Górnej - widok na Besidę (856m) z której tu dotarłem © Petroslavrz

górki "Ostrego" czyli ostatniego pasma Gór Sanocko-Turczańskich, za nimi już Bieszczady (Pasmo Otrytu) © Petroslavrz

Polana Ostre - widok na Bieszczady: Pasmo Otrytu, a za nim Połoniny © Petroslavrz

jakiś kamieniołom... © Petroslavrz

Polana - dzwonnica parawanowa © Petroslavrz

Polana - dzwonnica przy cerkwi Przemienienia Pańskiego (1790r.) © Petroslavrz

Polana - wnętrze cerkwi - obecnie służącej jako świątynia rzymsko-katolicka © Petroslavrz

znów docieram do niebieskiego szlaku który dostarczył mi rankiem wielu "wrażeń" / tu także nieremontowany, spodziewałem się najgorszego... © Petroslavrz

początek nad Jeziorem Solińskim (Zatoką Potoku Czarnego) jest jednak przyjemny © Petroslavrz

szybko jednak dowiaduję się dlaczego wcześniej stały tabliczki zakazujące wstępu (pod tytułem "ścinka drzew" i "ostoja zwierzyny") © Petroslavrz

na moment gubię oba buty w błocie, później szlak, później znów buta, z tym, że jednego, przez chwile nie wiem gdzie jestem... © Petroslavrz

wszędzie rozstaje, a oznaczeń brak, przez przypadek prawie docieram do Zatoki Victoriniego, jakimś cudem wracam na szlak, który od tego momentu jest mniej zdewastowany i da się jechać © Petroslavrz

pod szczytem Łabiska (615m) - czyli koncówka tego piekielnego odcinka, szlak wschodnim brzegiem Soliny to zdecydowanie nie Kalifornia! marzę już by się stąd wydostać © Petroslavrz

Daszkówka - czyli coś w rodzaju "wsi na krańcu świata" widok na wzgórze Jawor górujące nad Soliną © Petroslavrz

z jakiegoś powodu zamiast odpocząć napierniczam właśnie na Jawor... © Petroslavrz

przestałem odczuwać zmęcznie, przestałem odczuwać cokolwiek, na rowerze nie jechałem już ja, jechał jakiś cyborg... © Petroslavrz

niższa wieżyczka na Jaworze © Petroslavrz

Jawor 741 m n.p.m. zdobyty / maszt na wierzchołku, świecąc w nocy widoczny jest niemal z każdego punktu w Bieszczadach i okolicach © Petroslavrz

Jezioro Myczkowieckie utrwalone podczas zjazdu... © Petroslavrz

Jezioro Solińskie - wieczorem nad zaporą, podejmuję ważną decyzję... © Petroslavrz

WYPRAWA MIAŁA TRWAĆ 3 LUB nawet 4 DNI (w zależności czy wykorzystałbym urlop na żądanie). W kolejnym dniu miałem kontynuować jazdę wokół Jeziora Solińskiego, a później uderzyć na Bieszczady. Niemniej wieczorem będąc totalnie wyczerpanym (wcześniejszą noc też jechałem) do głosu doszły instynkty, które zagłuszyły logiczne myślenie, zagłyszyły fakt, że powinienem nie mieć już żadnych sił. Może i były to emocje, może się stęskniłem, niemniej mogłem np. wrócić rano. Poczułem się jednak oddalony od swojego stada, chciałem wracać do żony i do Leonka. Tak też zrobiłem... WRACAŁEM DO DOMU, jakkolwiek nielogiczne to było.
Podczas nocnej jazdy kierowała mną podświadomość, jakieś odruchy, nie pamiętam zbyt wiele, wiem tylko, że jechałem i jechałem i jechałem, trasa była oczywista, ta sama jak podczas ostatniego również nocnego powrotu z Bieszczadów - doliną Sanu, drogą łagodnie pofałdowaną, wręcz stworzoną do takiej jazdy.
Pół żartem, pół serio, podczas powrotu w świetle księżyca być może zamieniłem się w wilkołaka i na rowerze jechała jakaś zwierzęca część mnie, może zasnąłem i włączył mi się autopilot, może lunatykowałem nie wiem. Nie było żadnego kryzysu jak miesiąc wcześniej, nie robiłem przerw. Wiem tylko że kilka godzin później byłem w domu... i w końcu położyłem się spać.

Kompletnie nie żałuje tej decyzji. Przesadziłem pierwszego dnia, w kolejnych nie miałbym zbyt dużo mocy. Bieszczady nie uciekną, w sumie miałem je gdzieś, dostałem wycisk od Gór Sanocko-Turczańskich, dostałem swoją dawkę MTB, wręcz przedawkowałem, oprócz tego mega dawkę kręcenia po asfalcie. Na jakiś czas mam dość jazdy rowerem po górach.

Podczas wycieczki nie miałem licznika, wygodniej jeździ mi się ostatnio bez niego, mogę się wsłuchać co mówi mi mój własny organizm, a nie stado głupich cyferek. Dopiero na drugi dzień gdy wyznaczyłem trasę, zobaczyłem, że tym samym pobiłem swój rekordowy dystans na rowerze (336 km według bikemap-u, a w rzeczywistości mogło być nieco więcej). Zrobiłem to kompletnie przez przypadek, wręcz tego nie chciałem, żałuję wielce, wybaczcie, iż do tego doprowadziłem. Moja roztoczańska trzysetka z 2010 miała być pierwszym i ostatnim takim przypadkiem, zawiodłem się na sobie... :P

A Bieszczady powtarzam nie uciekną, zobaczymy co przyniesie wrzesień... może jakaś hybryda rowerowo-piesza, samotno-rodzinna jak podczas urlopu na przełomie maja i czerwca. A jeśli nie to jest jeszcze zima, później wiosna, później kolejne lato... z tego co wiem Bieszczady nigdzie się nie wybierają.


Przerwa - ciąg dalszy...

Piątek, 3 sierpnia 2012 · dodano: 06.08.2012 | Komentarze 2

Miejskie dojazdy:
1.VIII - 30.22 km
2.VIII - 24.20 km
3.VIII - 19.14 km
6-10.VIII - 40.34 km

Jedno zdjęcie z masakrycznej sobotniej trasy (4.VIII)
właściwy wpis dopiero się tworzy.
Kategoria ~ Po Rzeszowie


Przerwa do odwołania

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 26.07.2012 | Komentarze 5

Będą tu wrzucane kilometry z miejskich dojazdów do końca lipca. Żadna konkretna jazda już się w tym miesiącu raczej nie wydarzy. Na początku tygodnia myślałem o Masie Krytycznej, ale teraz wiem, że nie będzie na to czasu, gdyż uczestniczenie w niej byłoby jawną stratą czasu.
Jeżdżenia jest dużo... rowerem niekoniecznie, za to szpachlą, pędzlem i wałkiem po ścianach u teściów, aż nadto.
Codziennie jest tak samo - do/z pracy, później na Baranówkę IV, powrót późną nocą. Gdy jest inaczej bawię dziecko. Pracę są obecnie na poziomie około 45% - myślę, że do następnego czwartku się z tym wszystkim uporamy, a raczej chciałbym...

W sierpniu może będzie jakaś jedna większa wyprawa - w Bieszczady. Może będzie ona jak w tamtym roku zakończeniem sezonu, kto wie.

Raczej pojadę samotnie. Z nikim umawiał się nie będę. W obecnej sytuacji, z małym dzieckiem, ciężko cokolwiek zaplanować. Powiem komuś, że jadę, wtedy i wtedy, a w dzień wyjazdu okaże się, że nie będę mógł jechać. Nie lubię stawiać innych w takiej sytuacji. Poza ostatni wyjazd z chłopakami dał mi popalić, wolę jechać sam. Będę mógł robić przerwy kiedy tylko będę chciał, wstawać np. o 4 rano i nikt nie będzie narzekał, lub np. jechać tak pomału jak tylko przyjdzie mi do głowy...

Edit - 28.07.2012 - ciekawy filmik udostępniony na FB przez jeden z bieszczadzkich portali. Pasuje tematyką do planowanego wyjazdu.



Edit 2 - Muszę rozbić to na części, by się nie pogubić w dystansie:
- 24-26.VII - 54 km [po Rzeszowie - dojazdy]
- 27.VII - 29,46 km [do/z pracy + Baranówka]
- 28.VII - 32,63 km [do/z pracy x2 + Zwięczyca grill + powrót > nocna jazda z żoną]
- 29.VII - 12,15 km [Zwięczyca grill, basen]
- 30.VII - 20,04 km [praca i od razu Baranówka]
- 31.VII - 19,16 km [praca i od razu Baranówka]